środa, lipca 30, 2014

Rozdział 26. Na ratunek, rozmowa oraz przebaczenie.

W poprzednim rozdziale:

- Wiem… teraz muszę ją wyciągnąć z tego bagna… nie pozwolę jemu drwić z czyjegoś życia. – Powiedziałam podnosząc się z podłogi. Kipiałam ze złości na Zerefa.
- To może być trochę egoistyczne z mojej strony, ale nie pozwolę Ci odejść do niego, Lisanna…- Wyszeptałam jak białe światło mieniące się błękitnymi iskrami pojawiło się w moich rękach stojąc nad jej ciałem. Determinacja buchała ode mnie.

- Laxus, Erza, Mira, Gildartz zostańcie z nimi… - Powiedział dziadek. - Natsu, Gajeel wyjdźcie, będziecie tylko przeszkadzać i rozpraszać Lucy… Wendy zostań na posterunku nie wychodź na żadna misję na razie. Możesz być potrzebna Lucy.- Wydawał rozkazy.

Większość wyszła a ja skupiłam się na leczeniu Lisanny…

*.*.*

W ambulatorium Fairy Tail, 3 godziny później…

Pov. Lucy

Starałam się ile w moich mocach, aby wydostać Lisannę z pod klątwy Zerefa. Byłam już trochę zmęczona i nadal nie zakończyłam procesu leczenia Lisanny, gdy poczułam czyjąś obecność i silną dłoń na swoim lewym ramieniu. Nie rozpraszając się spojrzałam, kto to był. To był Elfman. Stał przy mnie z podpuchniętymi oczami od łez a za nim stała Mircia z Onii-chan, Erza i Gil. Byli przy mnie, aby wspierać mnie i czuwać nad nami.

- Elfman… J-ja…- Wyszeptałam, próbowałam go pocieszyć, ale brakowało mi słów w dodatku powoli słabłam. 
„Za długo to trwa…” Przeszło mi przez myśl.
- Cii… Jest ok, Lucy-chan, jest ok. Nie przejmuj się mną… Jestem mężczyzną a mężczyzna musi czasami popłakać. - I się uśmiechnął do mnie. - Rób swoje mała, wierzę w Ciebie… - Powiedział i poklepał mnie po moich złotych włosach dodając mi otuchy.

„Chociaż trochę… jeszcze trochę…” Przebiegło mi przez myśl.

- Nie poddam się… Agrh… Nie teraz… ugh… - Krople potu spływały mi po twarzy, gdy sapałam ze zmęczenia – Nie pozwolę Ci przeklęty draniu... Nie zaciągniesz jej w ciemność… Nie, Nie na mojej warcie! – Wykrzyknęłam na całą gildię i całe pomieszczenie zostało objęte jasnym oślepiającym światłem. 
Gdy opadło odwróciłam się powoli do moich towarzyszy uśmiechnęłam się do nich.

- U-udało się… - Wyszeptałam i zaczęłam osuwać się na podłogę. „Przynamniej jedno mogłam uratować…” Pomyślałam tracąc przytomność. Zanim uderzyłam o podłogę, poczułam zapach Nii-chan(ananas i wanilia)… Złapał mnie w ostatniej chwili.

Pov. Laxus

Stałem niedaleko Imouto… patrzyłem na nią i nie wglądała za dobrze… Zaczęła się osuwać na ziemię, więc czym prędzej skoczyłem by ją złapać… Byłem przerażony. Gdy ją złapałem opadłem na kolana… Trzymałem ją mocno w ramionach.

- LUCY! Trzymaj się… - Krzyknąłem. Brak jakiejkolwiek reakcji.
- Lucy-chan! – Szlochała Mirajane w ramionach Elfmana. Gildartz spojrzał na mnie a potem wybiegł z ambulatorium.
- Wendy! – Usłyszałem jego krzyk dochodzący od schodów „Tak myślałem, że pobiegł po małą…” Pomyślałem. Wziąłem Lucy na ręce w stylu ślubnym i zaniosłem ją na łóżko znajdujące się koło łóżka Lisanny, a potem usłyszałem odgłosy kroków…

Nagle do ambulatorium wpadli trzej Dragon Slayerzy a za nimi Gildartz. Wendy próbowała się do nas dostać cisnąć się miedzy Gajeelem i Natsu. Gdy miała przejść do Lucy koło Natsu… ten warknął groźnie na nią i zagrodził ochronnie jej drogę do Lucy. Nie chciał dopuścić jej do niej. Spojrzałem w jego oczy… 
„Cholera… przeklęty smok! Nie teraz…” Przekląłem w myślach.

- Gajeel! Zabierz Natsu! Zabierz go stąd w tej chwili! - Krzyknąłem do niego i natychmiast zareagował. Zaczął się szarpać z Natsu. W końcu za pomocą Erzy udało się znokautować go.
- Zabierzcie go z dala od Lucy… teraz nie może być przy niej… póki, co! Jak się obudzi i zapyta o Lucy, gdy będzie w miarę spokojny powiedzcie jemu, że nic jej nie jest… zamknijcie go, przypnijcie, cokolwiek! Aby nie przeszkadzał Wendy w leczeniu Lucy! – Błagałem wręcz… Bałem się o Lucy i chyba, dlatego podniosłem glos. I Gajeel z Erzą wyszli prowadząc znokautowanego Natsu z ambulatorium. Po chwili wrócił do nas Gajeel z poważnym wyrazem twarzy przyglądał się Lucy i Lisannie.

- Laxus, co się stało? – Zapytał.
- Przecież wiesz… Lucy ratowała Lisannę od klątwy Zerefa, dziecka niestety nie udało się uratować, bo zanim dotarliśmy do ambulatorium już nie żyło i najwidoczniej chciała uratować Lisannę. W ten sposób najwidoczniej przedobrzyła… - Wyjaśniłem jemu i westchnąłem, było mi smutno ze względy na moją młodszą siostrę. Spojrzałem na nią… Jej wyraz twarzy był taki spokojny.
- Nie martw się Laxus-nii-san, nic jej nie będzie po prostu straciła przytomność z przemęczenia. – Gdy to usłyszałem od razu mi ulżyło. - Myślę, że jeśli Lisanna-san nie obudzi się, za co najmniej trzy godziny to trzeba będzie wezwać Porlyusice. - Powiedziała Wendy. Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.

Gdy tak siedzieliśmy przy obu łóżkach do pokoju wtargnęła zdyszana Erza, co mnie zdziwiło.
- Urghh… co z nim jest nie tak? – Spojrzała na mnie pytająco, ale też była rozdrażniona.
- Laxus, Gajeel wy coś wiecie! Coś z nim się dzieje?! Mam rację?! Gadajcie, co jest grane…, ale już!- Erza podeszła do nas i usiadła na krześle obok mnie, aby Wendy mogła ja trochę uleczyć. Rozejrzałem się po pokoju i dostrzegłem, że przy drzwiach stoi też… Gray?
„Nawet nie zauważyłem, kiedy tu wszedł…” Pomyślałem.

- E-eto… Jakby wam to wyjaśnić… ech... Dobra powiem… - wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco. – Gody… - wydusiłem z siebie i czułem, że na moją twarz wylewa się potężny rumieniec. Za to oni spojrzeli na mnie i na Gajeela pytająco.
- To znaczy? – Zapytał Gray podchodząc do nas ze skrzyżowanymi ramionami na jego nagim już torsie.
- Nie mogę teraz wam o tym powiedzieć, to rola Lucy, aby wam to wyjaśnić. – Powiedziałem nadal rumieniąc się.
- Najważniejsze, że Salamander się uspokoił i Lu jest bezpieczna. – Powiedział Gajeel.
- Nie dziwię się Natsu-nii. Przestraszył się widząc Lucy-nee nieprzytomną. – Wendy stanęła w obronie Natsu. Siedziałem koło niej i posłałem jej przyjazny uśmiech.
- Masz rację Wendy. Wszystko będzie dobrze… - Odetchnąłem i zmierzwiłem jej ciemno niebieskie włosy. Spojrzałem na Lucy.
- Ona śpi teraz. Możesz iść na dół i porozmawiaj z Natsu-nii. – Powiedziała chwytając mnie za rękę. - Będę tu z nią i nie tylko ja, ale i Erza z Grayem.
- Dobrze. Ale jakby coś to mnie wołajcie. - Westchnąłem i wstałem odchodząc od łóżka Lucy. Będąc już przy drzwiach odwróciłem się z grymasem na twarzy. – Chodź ze mną Gajeel. Nie lubię pić sam. A jeszcze muszę pogadać z Płomyczkiem i Jii-jii. – Rzuciłem do Gajeela. Na co wstał z krzesła o dziwo chętnie i wyszedł ze mną na zewnątrz.

Pov. Natsu

Czuję się dziwnie. Nie wiem, co mnie napadło wtedy w ambulatorium.

- Co się do cholery ze mną dzieje? – Wymamrotałem sam do siebie marszcząc brwi. Siedziałem tak przy barze i się zastanawiałem przy szklance mojej ognistej whisky. Gdy nagle poczułem czyjeś dłonie na moich ramionach. Spojrzałem w górę i zauważyłem twarze Gajeela i Laxusa.

- Co chcecie? – Burknąłem do nich.
- Pogadać jak Dragon Slayer z Dragon Slayerem. Wiemy, co przeżywasz… - Powiedział spokojnie Laxus. Mogłem wyczuć w jego tonie nutę zrozumienia.
- Niby, co? Mało brakowało a bym rozszarpał Wendy, którą uważam za młodszą siostrę, która miała pomoc Luce a ja… ugrhh!-  Nie dokończyłem tylko złapałem się za głowę, miałem zamęt w niej i ogromny ból.

- Natsu uspokój się… Panuj nad tym…, bo jeśli nie to nie tylko skrzywdzisz kogoś, ale być może także Lucy… Panuj nad smokiem! - Krzyknął na mnie Laxus za to Gajeel trzymał mnie.

„Musze się uspokoić… Nie mogę skrzywdzić Lucy.” Skarciłem się w duchu.

Gdy po chwili odszedł ból i napięcie. Zacząłem miarowo oddychać i spojrzałem na nich.
- Co się dzieje do cholery? – Zapytałem zdezorientowany, dysząc. Oni spojrzeli na mnie poważnie.
- Chyba Igneel mówił ci kiedyś o zmianach zachodzących w młodych smokach podczas ich dojrzewania? - Zapytał mnie Gajeel. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem i zaskoczeniem. Dlaczego nagle zeszło na ten temat?
- Hmm... No mówił mi coś na ten temat, ale byłem mały wtedy i nie zbyt tym się interesowałem, ale co to ma wspólnego z tym, co się ze mną dzieje?- Zapytałem patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Zaraz ci wyjaśnimy tylko przejdźmy do tamtego stolika byśmy mogli spokojnie pogadać. – Powiedział Laxus wskazując za siebie na stolik w najbardziej odległym kącie gildii gdzie naprawdę nie będzie nas nikt podsłuchiwał.
- Dobra, więc chodźmy. – Powiedziałem wstając ze stołka barowego wypuszczając ciężko powietrze z ust i poszliśmy do stolika. Gdy usiedliśmy zaczęliśmy rozmowę.
- A więc, o co chodzi? -  Zapytałem starając się brzmieć spokojnie. Mimo że nie wiedziałem, czego się spodziewać po tej rozmowie…
- Gdy wyprowadziliśmy cię z Ambulatorium, a potem wróciłem, Laxus wyjaśnił reszcie przebywającej tam, co się dzieje z tobą. – Powiedział Gajeel. Ja tylko skinąłem głową by mogli kontynuować i że rozumiem.

- Natsu czy wiesz, czym są „Smocze Gody”? – Zapytał mnie Laxus. Był strasznie poważny. To mną wstrząsnęło… „Smocze Gody”.
- Noo… Igneel coś mi o tym wspominał, ale jak już mówiłem byłem za mały… Teraz żałuję, że nie pamiętam nic z tego. – Powiedziałem i zmarkotniałem.
- Wiec ci powiemy to, co możemy, jako że jesteśmy w tym samym położeniu, co ty. – Pocieszał mnie Laxus. Spojrzałem na nich zaskoczony a oni skinęli głowami i się głupkowato uśmiechnęli.
- W takim razie słucham… – Powiedziałem i usiadłem wyprostowany gotowy do słuchania.
- „Smocze Gody” dotyczą Smoków i Dragon Slayerów w wieku dojrzewania. Akurat stało się tak, że mamy ich pięciu w naszej gildii i każdy będzie przechodzić je na przełomie dwóch ostatnich tygodni czerwca i dwóch pierwszych tygodni lipca… to tyczy się nie tylko odpowiedników samców smoka, czyli mnie, Gajeela, czy ciebie, ale też i odpowiedników samic, czyli Lucy i Wendy.  Chociaż Wendy nie wiem, jeszcze ma 17 lat ma czas, ale Lucy… Dla niej to są ostatnie „Smocze Gody”, ponieważ w tym roku kończy 22 lat, gdyż „Smocze Gody” odbywają się, co trzy lata. Samce maja czas, aby znaleźć „Mate” do ukończenia 27 lat, za to samice wybierają swego „Mate” do 23 lat. Gdy Gody się zbliżają możemy się dziwnie zachowywać. Każdy dojrzewający smok lub w naszym przypadku Dragon Slayer przechodzi wewnętrzne zmiany i szuka partnera jak już mówiłem „ Mate”.- Powiedział Laxus a ja się zarumieniłem.

- Najwidoczniej także u Ciebie obudził się smok i nie da się zaprzeczyć, że twoją „Mate” jest właśnie moja Imouto. - Zaśmiał się, ale nie był to śmiech drwiący tylko wyrażający radość. Poklepał mnie po ramieniu.
- Nawet ślepy by to zauważył… - zaśmiał się pod nosem Gajeel, krzyżując ręce na piersi.
- E-eto.. Teraz jak mi o tym powiedziałeś… przypomniałem sobie… Igneel wspomniał mi, że mogę być rozdrażniony i zaborczy, gdy faceci będą się przy niej kręcić czy coś, też ochronny jak w tym przypadku, gdy zobaczyłem ją nieprzytomną. – Powiedziałem jeszcze bardziej się rumieniąc czując się niezręcznie i zakłopotany. 
„Cholera… nie da się chyba tego już ukryć.” Pomyślałem.

- Nie musisz się tego wstydzić węgielku… To normalne przecież… tym bardziej w tym okresie. – Brechnął śmiechem Gajeel.
- Dobra, dobra nie bądź teraz taki mądry… gdyby nie Lucy i jej list do ciebie to byś dalej się zarzekał, że nic nie masz do Levy. – Zadrwił z niego Laxus szturchając go w ramię. Gdy tak rozmawialiśmy i śmialiśmy się wyczuliśmy czyjąś magiczną moc zbliżającą się w naszą stronę. Odwróciliśmy wszyscy razem wzrok w tamtą stronę i zauważyliśmy zbliżającego się go nas Romea.

- Yo Gajeel-nii, Laxus-nii, Natsu-nii! Co tam? O czym gadacie?- Podszedł do naszego stolika Romeo.
- Noo… proszę, proszę. Przyszła ofiara naszej małej słodkiej smoczycy. – Zaśmiał się Laxus. Na co Romeo stał zdezorientowany nie wiedzieć, o co mu chodzi?
- C-co? O co ci chodzi Laxus-nii? - Zająkał się Romeo.
- Mówi o Wendy. Jesteś jej Ofiarą Romeo. Gihi. - Prychnął Gajeel. Na co Romeo zadrżał, gdy usłyszał „Ofiara”.
- Nie martw się Romeo. To w przyjemnym znaczeniu „Ofiara”… – Zaśmiałem się. Na co się wszyscy czterej zarumieniliśmy na myśl o dziewczynach. Uhmm... Lepiej się opanować.

Romeo się do nas przysiadł. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, co wydawało się chwilą a dosłownie było to kilka godzin i wystrzeliłem głowę w stronę schodów, gdy poczułem mój ulubiony zapach… Truskawki i wanilia. Zobaczyłem schodzące z drugiego piętra Lisannę i Lucy trzymające się pod rękę i uśmiechające się. Za nimi szli Wendy, Erza, Gray, Elfman, Mira, Gildartz, którzy wydawali się także zadowoleni.

Podczas gdy Gajeel, Natsu i Laxus rozmawiają w barze... W Ambulatorium.

Pov. Lucy

Obudziłam się i zamrugałam oczami kilka razy, aby unormować widzenie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po ambulatorium… zauważyłam Erzę siedzącą z Grayem przy moim łóżku. Gil stał opierając się o ścianę a Elfman z Mirą siedzieli koło Lisanny, która była pod obserwacją Wendy.
- O, Lucy obudziłaś się już. Jak się czujesz? – Zapytałam mnie Erza troskliwie siadając na brzegu mojego łóżka a za nią stał z zatroskanym wyrazem twarzy Gray.
- Nic mi nie jest Erza. Mimo wszystko dziękuję wam wszystkim za troskę. I przepraszam ze musieliście się martwic o mnie. – Powiedziałam i się słabo uśmiechnęłam do wszystkich, którzy przebywali w ambulatorium ze mną i Lisanną. Następnie zwróciłam się do Wendy.

-Wendy? Jak tam Lisanna? – Zapytałam.
- Znak zniknął, nie krwawi i kolory wracają. Myślę, że niedługo powinna się obudzić. – Odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie.

Nagle, gdy tylko Wendy to powiedziała, Lisanna zaczęła się budzić… Wstałam, czym prędzej z łóżka i podeszłam do niej.

- Lisanna? Lisanna… słyszysz mnie? – Pytałam starając się nie panikować. Zaczęła otwierać oczy…
- Co się stało? Strasznie boli mnie głowa…- Powiedziała cicho i dotknęła skroni. – L-Lucy? To naprawdę Ty? Ledwo cię poznałam. Co z twoimi włosami? - Zapytała mnie tym razem była żywsza. Rzuciła mi się na szyję i przytuliła. Ja za to się zaśmiałam z tego.
- Oj Lisanna, Lisanna… Oczywiście, że to ja… Dopiero się ocknęłaś, a Ty się moimi włosami akurat w tym momencie przejmujesz? – Zachichotałam i odwzajemniłam uścisk. Ale potem nagle go poluzowałam i posmutniałam. Odsunęłam się trochę od niej, aby spojrzeć jej w twarz.
- Lisanna, powiedz mi, co pamiętasz? – Zapytałam ją z nadzieją w głosie.
- Hmm… nie wiele…powrót z wyspy wyrzucenie cię z zespołu i wasze odejście z gildii…a później dopiero pamiętam wspomnienia z twojej przeszłości nic więcej… Tak mi przykro. – Powiedziała smutno. Spojrzałam na nią a później na resztę.

- Minna. Ona była kontrolowana… - Powiedziałam smutno. – „ Dlatego nie pamięta. Echh.. Może to i lepiej, co?” Zapytałam ich poprzez użycie telepatii. Oni skinęli głowami w zgodzie.
- Teraz może zejdziemy na dół i powiemy wszystkim dobrą nowinę. – Powiedziała Erza podchodząc do nas a ja podałam rękę Lisannie. – Dasz radę wstać? - Zapytałam ją. Ona się uśmiechnęła.
- Nie martw się Lucy, nic mi nie jest. – Odpowiedziała posyłając mi ciepły uśmiech.

W Barze Fairy Tail.

Gdy schodziliśmy z drugiego piętra było kilka spojrzeń na nas zwróconych. Szłyśmy z Lisanną pierwsze a za nami szła Erza, Mira i Elfman z Grayem i Gildartzem.

- Minna! Proszę o uwagę… - Krzyknęła Erza. Gdy schodziliśmy po schodach. Złapaliśmy uwagę wszystkich kolegów gildyjnych.
- Udało się! Nasza Lisanna jest znów z nami! A gdy spotkam tego dupka Zerefa to mu nogi z tyłka powyrywam! – Wykrzyknęłam pompując pięść w powietrze posyłając przerażającą aurę, co większość przez to zamarła, ale nie Lisanna… usłyszałam chichot ze strony Lisanny, która przytuliła mnie.

- Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz Onee-san. – Pisnęła tuląc mnie. Mimo że jesteśmy w jednym wieku nazywała mnie „Onee-san”.
- Nie ma, za co Lisanna. Od tego jest rodzina, ne? – Powiedziałam i uśmiechnęłam się słodko do niej, gdy wypuściła mnie ze swojego uścisku.
- Wybaczysz mi, Onee-san? – Zapytała się nieśmiało, gdy stałyśmy tak przed całą gildią.
- Oczywiście, ponieważ to nie była twoja wina. Ty byłaś jedynie jego ofiarą. – Powiedziałam pocieszająco i przytuliłam ją.
Cała gildia wiwatowała, ale nagle ucichli, gdy podszedł do nas Jii-chan.

- Jii-chan? - Spojrzałam na niego zaniepokojona. Za to on spojrzał na Lisannę z pokerowym wyrazem twarzy, lecz później zauważyłam ze się uśmiecha.
- Witaj z powrotem moje dziecko. – Powiedział i rozłożył ręce zachęcając ją do przytulenia. Na ten gest Lisanna się popłakała i wskoczyła staruszkowi w ramiona.
- Dziękuję Mistrzu, i proszę wybacz mi. – Szlochała w jego objęciach.
- Już, już. Spokojnie Lisanna. Wszystko w porządku. Jeśli Lucy ci wybaczyła to i ja ci wybaczam. - Zaśmiał się dziadek.

Następnie dziadek odszedł, aby napić się kufelek swego ulubionego trunku a my z Lisanną stałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Westchnęłam i spojrzałam na podchodzące do nas dziewczyny, z uśmiechem przylepionym na twarzach.

- Och… Lu-chan…- Uśmiechnięta do mnie Levy powiedziała nieśmiało, gdy podeszły do nas Erza, Mira, Wendy, Caną.
- My… Lucy chciałybyśmy się wybrać na misję z tobą! – Powiedziała podniecona Erza. Gdy tak się uśmiechała była jeszcze bardziej przerażająca, niż gdy się złościła na Natsu i Graya.
- Tylko My… Same Laseczki! Co ty na to Luce? – Przyłączyła się rozradowana Cana popijając jej trunek. Uśmiechnęłam się do nich.
- To może być całkiem ciekawy wypad… Lubię ten pomysł! A jaka misja?- Zapytałam.
- Co ty na to by zrobić „SS” Klasę? Domyślamy się że jeszcze trudniejsze misje wykonywałaś…– Zaproponowała mi Mirajane. Spojrzałam na nią w szoku.
- Mira-nee szaleje Juhuu… - Wiwatowała Lisanna.
- Hahaha, czy to na pewno ta Mira, którą znam? - Zażartowałam sobie. Na co wszystkie się śmiały. – Co do misji, zgadzam się. - Powiedziałam radośnie klaszcząc w dłonie.
- Wiesz Lucy… Ty także się zmieniłaś przez te 3 lata, co was nie było... nie tylko mi chodzi o twoją magiczną moc i siłę… - Skomentowała mnie Erza z uśmiechem na twarzy.
- Co masz na myśli? –Zapytałam ją z mylnym wyrazem twarzy.
- No, co ty Lucy? Nie zauważyłaś jak faceci z naszej gildii się ślinią na twój widok? – Zapytała się śmiejąc i klepnęła mnie w tyłek żartobliwie.
- Eeep! Erza~! – Pisnęłam rumieniąc się z zakłopotania.
- No żeby nie było, że przed trzema laty się nie ślinili, bo się ślinili, ale teraz to już w ogóle … - Żachnęła się Cana z nad jej butelki sake.
- Ha! W dziewiąteczkę Cana! – Levy przybiła wysokie pięć z Caną.
- Ha ha! Przesadzacie dziewczyny… - Śmiałam się z nich, aby ukryć zakłopotanie tymi komentarzami.
- Dobra to może ja i Levy wybierzemy misję, Ok? To, co jednak „SS”? - Zapytała nas Lisanna rozradowana, gdy podszedł do nas Nii-chan.

- Czyżby szykuje się wyprawa na misję? Beze mnie Twojego kochanego Onii-chan~? – Żachnął się do mnie i mocno mnie przytulił.
- Tak bez Ciebie… To babski wypad, co oznacza zero mężczyzn nawet, jeśli oznacza to wyjście bez starszego brata…I to także oznacza, że bez śledzenia nas, bo będziemy jechać pociągiem albo używać teleportacji! Aha… I dziób na kłódkę Laxus-nii na ten temat. Tylko Ty i Jii-chan wiecie o tym… - żachnęłam się na niego. Spojrzał na mnie udając obrażonego, ale znałam to spojrzenie... Później złapał mnie w talii i zarzucił przez ramię jak worek ziemniaków i szedł w kierunku drzwi wyjściowych śmiejąc się na całą gildię. Gildia także zaroiła się od wybuchu śmiechu na to, co zobaczyli.

- Dobra, idziemy do domu Młoda! Czas się zadomowić… Virgo już zapewne skończyła nasz pałac~. – Zaśmiał się Laxus niosąc mnie zawieszoną przez ramie.
- Onii-chan~! Puść, sama mogę iść! Lax-nii-chan~!- Krzyczałam na niego walać pięściami w jego plecy. W końcu poddałam się i westchnęłam w porażce opierając brodę na dłoni a łokieć oparłam o jego bark.
- Dobra już dobra… Dziewczyny to tam do jutra… - Pomachałam do nich wolną ręką jak one stojąc przy barze chichotały się z mojej sytuacji odmachując mi.
- Pa Natsu~! Minna~ Do jutra! – Krzyknęłam oddalając się z Onii-chan.

Gdy dotarliśmy do naszego domu Laxus odstawił mnie na ziemię i to, co zobaczyliśmy spowodowało, że oczy nam stanęły dęba… Staliśmy przed willą, która miała zwać się naszym „Domkiem”. W drzwiach przywitał nas Capricorn.

- Witamy z powrotem Hime, Laxus-sama.
- Witaj Capricorn. Och… Jesteśmy zaskoczeni i pod wrażeniem. – Powiedziałam do niego.
- Tak… Imouto idziemy zjeść kolacje i ty spać…dużo przeszłaś, musisz odpocząć. - Laxus powiedział i poklepał mnie troskliwie po głowie. Sama czułam się powoli śpiąca.
Zgodziłam się z nim.
Po zjedzeniu kolacji wzięłam gorącą kąpiel i po przebraniu się w moją jedwabną koszulkę do spania położyłam się do mojego łoża w rozmiarze królewskim. Obok mojego stało kocie łóżko dla Candy, w którym już spala mrucząc coś o słodyczach. Wychyliłam się za brzeg łoża i pogłaskałam ją po główce i szepnęłam jej krótkie „Dobranoc”. Potem sama położyłam głowę na poduszce.


Nie obejrzałam się, kiedy a sama zapadłam do krainy Morfeusza. 

*.*.*


C.D.N.

1 komentarz:

  1. To było tak zajebisto słodkie~!!!
    Laxus: Zajebisto słodkie?
    Dokładnie! O i przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale jak to czytałam to tak się wciągnęłam że nie wiem! Przy następnych rozdział będę to nadrabiać, bo zakładam, że napiszesz z dwa razy tyle co masz!
    Laxus: A może to już prawie koniec? Nie pomyślałaś?
    Nawet tak nie mów! *wyciąga tytanową patelnie*
    Laxus: G-gomene!!!
    No *chowa patelnie* W każdym razie nie pomyślałam, że Lissana nie będzie tego wszystkiego pamiętać. I Virgo powiem nie zaskoczyła mnie, bo ona zawsze mówi do niej ,,Hime" więc musiała zbudować jej taką małą wersje pałacu. Dobra to my się żegnamy, czekamy na next'a i przesyłamy kontenerami, pudełkami itp. wene~!
    Bye bye~~!!!
    Malinq & Laxus

    OdpowiedzUsuń