środa, lipca 30, 2014

Rozdział 27. Nowe Insygnia Gildii oraz ogłoszenie...

W poprzednim rozdziale:

Gdy dotarliśmy do naszego domu Laxus odstawił mnie na ziemię i to, co zobaczyliśmy spowodowało, że oczy nam stanęły dęba… Staliśmy przed willą, która miała zwać się naszym „Domkiem”. W drzwiach przywitał nas Capricorn.

- Witamy z powrotem Hime, Laxus-sama.
- Witaj Capricorn. Och… Jesteśmy zaskoczeni i pod wrażeniem. – Powiedziałam do niego.
- Tak… Imouto idziemy zjeść kolacje i ty spać…dużo przeszłaś, musisz odpocząć. - Laxus powiedział i poklepał mnie troskliwie po głowie. Sama czułam się powoli śpiąca.
Zgodziłam się z nim. 

Po zjedzeniu kolacji wzięłam gorącą kąpiel i po przebraniu się w moją jedwabną koszulkę do spania położyłam się do mojego łoża w rozmiarze królewskim. Obok mojego stało kocie łóżko dla Candy, w którym już spala mrucząc coś o słodyczach. Wychyliłam się za brzeg łoża i pogłaskałam ją po główce i szepnęłam jej krótkie „Dobranoc”. Potem sama położyłam głowę na poduszce.

Nie obejrzałam się, kiedy a sama zapadłam do krainy Morfeusza.

*.*.*

Następnego dnia.


Pov. Natsu

Wczoraj wieczorem chciałem porozmawiać z Luce i sprawdzić czy jest bezpieczna. Niestety... Erza powiedziała, że poszła z Laxusem do domu. Cholera… nawet nie zauważyłem, kiedy… nie wiem gdzie teraz mieszka w Magnolii. Byłem na ul. Truskawkowej, ale tam gospodyni, u której wynajmowała mieszkanie powiedziała, że Luce zabrała wszystkie swoje rzeczy ok. trzech lat temu i, że już dawno tam nie mieszka… Nie kłamała nawet zapachu jej nie ma w mieszkaniu. Prawie całą noc chodziłem po Magnolii i szukałem zapachu Lucy, ale w końcu zrezygnowałem i wróciłem do domu. Teraz znajduję się w Gildii i siedzę z Happym, Charle i Wendy przy jednym stoliku.

- Mmm~ Cieszę się, że poznałem Sorę i Candy~ i Lushii~ jest znów z powrotem… dotrzymała obietnicy. - Mruczał pod nosem Happy i mlaskał swoją poranną rybę.
- Tak ja też! Candy-chan jak samo imię mówi jest samą w sobie słodyczą…- Chichotała szczęśliwie Wendy.
- Candy tak samo jak Lucy uwielbia wstążki i słodycze… i ma mnóstwo prześlicznych sukienek w domu i piękne kocie łóżko! Lucy i Candy są tak do siebie dopasowane… jakby były dla siebie stworzone... – Mówiła z zachwytem i rozmarzeniem Charle aż jej się oczy błyszczały. Gdy to usłyszałem coś mi zaświtało.
- Czekaj! Charle… Byłaś u nich w domu?! – Zapytałem zaskoczony podnosząc się gwałtownie z krzesła.
- Aye! Oboje byliśmy… - Powiedział zadowolony Happy, gdy skończył rybę.
- Happy! Zdrajco… Ja nie wiem gdzie mieszkają, a Ty wiesz i milczysz?! – Warknąłem do niego z żalem. Usiadłem i oparłem głowę na stole.
- Natsu-nii~ spokojnie, musisz panować nad sobą, a tym bardziej nie możesz na razie wiedzieć gdzie Lucy-nee mieszka. Z twoim nawykiem wpraszania się do niej bez jej wiedzy. Przecież rozmawiałeś z Laxus-nii-san. – Powiedziała do mnie spokojnie Wendy głaszcząc mnie pocieszająco po ramieniu.
- Yoosh! Niech będzie… Robię to dla Luce. Nie chcę jej skrzywdzić. – Powiedziałem trochę pewniej i ścisnąłem pięść z determinacją.

Tak sobie siedzieliśmy i rozmawialiśmy, gdy podszedł do nas Gajeel z Levy i Lilym, który chyba nie był w najlepszym humorze i stanie.

- Oi! Metalowa twarz, co z nim? – Zapytałem lekko rozbawiony i wskazałem na jego Exceeda panterę. Za to Gajeel się zaśmiał, gdy spojrzał na Lilyego.
- Gihihi… Dostał w bęcki od zaborczego braciszka swojej panienki! – Śmiał się w głos.
- Gajeel! Po czyjej ty jesteś stronie, co?! I dla twojej wiadomości Candy-chan nie jest moją „panienką”… Szacunku trochę dla damy! Ja temu gówniarzowi jeszcze dam popalić! Raz nam Lucy-san przerwała a teraz, że udało mu się to niech sobie nie myśli, że znów mu się dam! - Krzyczał wściekle wymachując pięściami w powietrzu i dąsając się Lily.
- Tak, tak a pamiętasz, jakiego guza miałeś przez długi czas, gdy Lucy was obu dorwała? – Śmiała się z niego Charle.

 Miał odpowiedzieć, ale nagle do gildii weszła Lucy z Candy. Spojrzałem na nią i poczułem że topnieje mi serce na jej widok. Szła z taką gracją w naszą stronę a Candy grzecznie leciała za nią. Obie się dopełniały jakby były dla siebie stworzone tak jak powiedziała wcześniej Charle.
Nawet były ubrane pod kolor. Lucy miała na sobie czarną zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach i siegająca do kolan która była obwinięta blado różową wstążką w talii oraz na jej zgrabnych stopach miała czarne balerinki. Podobnie Candy miała czarną sukienkę z blado różową wstążką i taką samą wstążkę na ogonie.

- Ohayou Minna ! - Przywitała nas radośnie jej perlistym głosem.
- Witaj Lu/ Lu-chan! - Powiedzieli razem Gajeel i Levy.
- Lucy-nee! - Zapiszczała Wendy. I rzuciła się jej w ramiona.- Dziękuję za sukienkę. - Podziękowała jej. Spojrzałem na Wendy… Rzeczywiście miała na sobie ładna błękitna koronkową sukienkę z tego samego koloru podszewką.
Lucy się zachichotała i pogłaskała Wendy po policzku.
- Teraz popatrz… - powiedziała półszeptem do Wendy, gdy zabrała dłoń z jej policzka, zamknęła oczy i klasnęła dwa razy w dłonie, a na stole pojawił się stos sukienek w przeróżnych kolorach ułożonych niczym tęcza. – I jak? Podobają Ci się? - Zapytała ją z ogromnym uśmiechem.
- T-to dla mnie? – Zapytała z niedowierzeniem Wendy wskazując na siebie palcem.
- Aha, dla mojej małej siostry… - Powiedziała i przytuliła Wendy.
- Dziękuję. Są przepiękne! – Piszczała uradowana gdy już wyplątała się z uścisku Lucy i rzuciła się do przeglądania sukienek. - Ale wiesz już Lucy-nee, że nie jestem taka mała! – Zachichotała ściskając Lucy ponownie. Wyjęła dwie sukienki i podała je Levy – Levy-san… to dla Ciebie. – Jedna była miętowa, a druga pomarańczowa. Dla dziewczyny aż oczy grały.
- Naprawdę dla mnie? A-ale nie mogę ich wziąć… - Zająkała się speszona spoglądając to na sukienki, to na Wendy, a później na Lucy. Lucy skinęła głową na Levy zachęcająco, aby wzięła.
- Weź je Levy… Dałam Erzie, Wendy, Mirze, Lisannie, Kinanie, Ever, Laki, Bisce oraz Juvii po sukience w prezencie… Pora byś Ty dostała je ode mnie… Niech Ci się dobrze noszą. - Powiedziała i uśmiechnęła się do niej promiennie.
- Yay! Lu-chan! Są cudne! Dziękuję za nie, a także nie zdążyłam ci podziękować za książki w ciągu tych trzech lat! – Piszczała Levy uwieszona na szyi Lucy, która chichotała na zachowanie jej najlepszej przyjaciółki.
Widząc ten obrazek sam uśmiech wkradał mi się na twarz. A słysząc jej śmiech czułem że serce mi wariuje na sam ten dźwięk.

Przeniosłem wzrok na gromadkę Exceedów siedzących na blacie stołu.

- Candy cukiereczku, przepraszam za wczoraj… - Przepraszał ją Lily. Nie wytrzymaliśmy z Gajeelem i ryknęliśmy śmiechem, gdy to usłyszeliśmy. Za co zostaliśmy spiorunowani wzrokiem przez Levy, Lucy i Wendy.

- H-hej mówiłem Ci żebyś odczepił się od mojej siostrzyczki! Mało Ci? - Warknął Sora na Lilyego stajać miedzy nim a Candy, która stała przerażona postawą brata.
- Słuchaj dzieciaku… Nie takich jak Ty powalałem! – Warknął Lily zbierając się w pozycję do walki.
-Hej, hej! Tylko mi tu bez walk… chyba, że chcecie dostać lanie… - Powiedziała najeżona Charle odpychając ich od siebie.
- Mmm~ Charle czyżbyś lubiła Sorę~, że tak się martwisz? – Zaczęła ją drażnić Wendy.
- N-niee~! Tylko nie chcę by Lucy się denerwowała przez ich głupotę… - Fuknęła zła z lekkim rumieńcem wskazując na Lilyego i Sorę.
- Nieee ~! Charle, dlaczego?! Co on w sobie ma takiego… - Płakał Happy.
- Histeryk… - Mruknąłem pod nosem, ale Gajeel stojący koło mnie usłyszał to.
- Pomyśl, co by było gdyby Lucy polubiła innego, a nie ciebie… To samo pewnie byś odczuwał, co teraz Happy. - Szepnął do mnie z lekkim grymasem na swojej wykolczykowanej twarzy. Najwidoczniej także nad tym się zaczął zastanawiać pod względem Levy.

Przeraziłem się na myśl Lucy wybierającej innego Dragon Slayera czy nawet innego faceta, a nie mnie. Chyba bym umarł albo bym jego zabił. Nie wyobrażam sobie tego nawet.
Gdy tak rozmawiałem z Gajeelem zobaczyłem, że Lucy wybiera się iść do baru. Ale zanim odeszła to wzięła płaczącego Happyego na ręce i przytuliła go kojąco do piersi.

- Happy~ spokojnie kochanie… Sora nic specjalnego nie ma w sobie oprócz tego, że jest zazdrosnym bratem. Ach… I ma wizje tak jak Charle, ale to nie znaczy, że ona go lubi… - Pocieszała go pieszcząc jego niebieskie futro. I powiedziała mu do ucha - Dowiedziałam się z pewnego źródła, że Charle, Candy i Sora są rodzeństwem tylko na razie nie mów jej tego ani nikomu… sama się niedługo pewnie o tym dowie, ok? – Szepnęła i puściła do niego oczko, gdy Happy na nią spojrzał zadowolony. Mimo że szeptała to i tak mogłem usłyszeć, bo byłem także bardzo blisko nich. Happy uśmiechnął się wytarł łapką łzy i wtulił się jej miedzy jej ogromne piersi. „Skubaniec mały! Ten to ma fart… zawsze jest tak blisko Luce…” Pomyślałem.

Odłożyła go na blat stołu i poszła z Candy do baru gdzie była Mira, Kinana i przy barze siedział Laxus popijając drinka. Zastanawiałem się tylko, po co poszła, ale też zauważyłem, że nadal nie ma widocznego Insygnia Gildii to może po to poszła. 

Usiadłem tam gdzie siedziałem poprzednio tym razem dosiadł się do mnie Gajeel i Romeo, gdy nagle usłyszałem rozmowę Wendy, Levy i Lisanny, które usiadły niedaleko naszego stolika:

- Levy, co taka Lucy jest szczęśliwa? Mówiła ci coś? – Zapytała Lisanna.
- Nah, nic a nic…, ale to podejrzane „Smocze Gody” się zbliżają, a ona jest taka spokojna… myślicie, że już wybrała „Mate”? - Zapytała ich Levy. - Wendy-chan może Ty coś wiesz? Co twoja Nee-chan kombinuje?
- Och… Nie bardzo, ale słyszałam, że ostatnio była spotkać się z Hibikim z Blue Pegasus. Niby jakaś sprawa…, ale też, że ostatnio pytała mnie o dwóch Dragon Slayerów z Sabertooth. - Odpowiedziała im Wendy.
- To ciekawe… myślicie, że Lucy może wybrać „Mate” wśród wszystkich magów czy tylko wśród Dragon Slayerów? – Zapytała się Levy.
- Nie wiem, ale jeśli tylko Dragon Slayerzy to pewnych jest jeszcze czterech wolnych… - zachichotała Lisanna.
- Kogo masz na myśli?- Zapytała ją zaciekawiona Wendy.
- Nooo… wiesz Gajeel jest już zajęty teoretycznie… - spojrzała na Levy z uśmieszkiem. - To zostają jeszcze Natsu, Sting, Rogue i … Cobra. – Wymieniła Lisanna.

Wystarczyło mi to, co usłyszałem… Czułem się jakbym miał zaraz eksplodować. Byłem zły… Zły to mało powiedziane byłem wściekły…, że niby oni? Do tego ten laluś z Blue Pegasus. Ugrhh… „I co ja mam zrobić…?” Pomyślałem łapiąc się za głowę sfrustrowany.  Wiedziałem, że Gajeel to słyszał z jego słuchem. Ale wolał milczeć… najwidoczniej także jemu się to nie podobało co usłyszał. I spojrzałem w stronę baru. Lucy siedziała na jej standardowym stołku barowym i rozmawiała z Mirą i Laxusem o czymś i Candy z Sorą siedzieli z nimi na blacie barowym zajadając się słodyczami. Mira w końcu gdzieś zniknęła a następnie pojawiła się uśmiechnięta jak zawsze trzymając w ręku stempel gildii.


Pov. Lucy

Odeszłam od moich znajomych i ruszyłam do baru gdzie była Miry, Kinana i Laxus-nii. Musimy z Candy w końcu otrzymać nasze insygnia gildii.

- Candy idziemy. – Powiedziałam jej i poleciała ze mną radośnie.
- Lu-chan, a będę mogła dostać coś słodkiego? – Zapytała mnie grzecznie.
- Candy, kochanie dopiero jadłaś ryby, a teraz słodycze? To nie zdrowo. A później nie zjesz obiadu. A Mira pewnie się napracuje, aby coś dobrego upichcić nam… – Powiedziałam do niej z matczyną troską.
- Jeśli rybka na obiad to zjem. – Zaśmiała się. A ja z uśmiechem kręcąc głową, bo przypomniałam sobie, że ma takiego samego fioła na punkcie nie tylko słodyczy, ale i ryb jak Happy.
- Dobrze, dobrze…, ale będziesz musiała pogadać o tym z Erzą ona zawsze ma najlepsze torty truskawkowe gdzieś pochowane. – Powiedziałam jej i mrugnęłam do niej okiem. – A teraz do Mirci.
- Miruuuś~ Mamy do ciebie interes. – Podeszłam do baru i uśmiechnęła się, gdy nas ujrzała. Usiadłam koło Laxusa.
- Tak, tak wiem… Mistrz mi mówił, już się robi. – Powiedziała i wyszła, czym prędzej po stempel.
- Cześć Nii-chan. – Zaćwierkałam szczęśliwie do niego i uściskałam go dając mu całusa w policzek. On się uśmiechnął do mnie.
- Witaj, Czy Księżniczka się wyspała? – Zapytał mnie i poklepał mnie po głowie żartobliwie.
- Oczywiście… - Powiedziałam i zmierzwiłam jego włosy, co spowodowało, że oboje się zaśmialiśmy. W tym momencie przyszła Mira ze stemplem w rękach.
- No dobrze to gdzie? I jaki kolor? – Zapytała radośnie spoglądając na mnie i Laxusa.
- Laxus-nii Ty także nie masz jeszcze Insygnia? – Zapytałam patrząc się na niego zaskoczona.
- A co w tym złego, jeśli chciałem poczekać na Ciebie? – Żachnął się na mnie.
- Dobrze, już dobrze… Skoro już tyle czekałeś to chcę abyś był pierwszy z Sorą. – Zachichotałam.
- Skoro takie jest Twoje życzenie… - Powiedział i rozpiął koszulę, aby odsłonić swoją wspaniałą umięśnioną pierś. I wskazał miejsce gdzie miał poprzednio swoje Insygnia, czyli lewą pierś gdzie pozostał tylko inny tatuaż, który otaczał Insygnia. – Mira… Przykładaj. – Zażądał wskazując na swoją pierś.
- A-ale Laxus… N-nie powiedziałeś, jaki kolor chcesz… - Wyjąkała Mirajane rumieniąc się na widok jego nagiej piersi.
- Nie muszę … Z resztą sama się przekonasz. - Powiedział i zaśmiał się pod nosem. Spojrzał na mnie i puścił mi oczko porozumiewawczo.
- Ah… Niech będzie. – Żachnęła się Mira i przyłożyła jemu stempel do piersi i gdy tak się stało zabłysło jasne złote światło. - Gotowe. – Powiedziała odsuwając stempel ukazując naszym oczom złote Insygnia gildii ze srebrnymi konturami. A jego tatuaż przekształcił się na kształt korony nad znakiem i zaczął się ciągnąć w górę jego ramienia. Co odebrało mowę Mirze, która tylko przyglądała się jego błyszczącemu się złotem znakowi na lewej piersi.
- Ciekawie to wygląda Onii-chan… - Zachichotałam do niego. A następnie zwróciłam się do Sory, który przyleciał za nami. - A ty Sora, na co czekasz?
- Lucy-san przepraszam… To jest tak super! Chcę taki sam jak Laxus-san! - Wiwatował wyrzucając łapki w górę.
- W takim razie zdejmuj koszulkę i odwróć się do Mirajane plecami, bo tylko na plecach można ci postawić Insygnia tak jak innym Exceedom. – Poinformowałam go a on natychmiast zdjął koszulkę i wystawił się do Miry, aby mogła postawić na nim stempel. Na co zachichotała i postawiła mu w identycznych kolorach, co u Laxusa, z czego był bardzo zadowolony.
- Wiesz Sora-kun pasuje ci w takich kolorach… - Skomplementowała go Mira.
- Tak? A dlaczego? - Zapytał zaciekawiony.
- Ponieważ jesteś czarny jak północne niebo do tego twoje znamię w kształcie błyskawicy pod okiem jest w złotym kolorze. – Wyjaśniła jemu Mira. Na co Sora uśmiechnął się do niej i usiadł na blacie koło Candy.

- Teraz ty Lu-chan! - Zapiszczała podniecona Candy.
- Hmm… Dobrze to samo miejsce… Na wierzchu prawej dłoni, a co do koloru… zaraz się przekonamy tylko postaw stempel. – Powiedziałam i mrugnęłam do niej podsuwając w jej stronę prawą dłoń, na której kiedyś widniał mój różowy znak gildii.

Mira za to skinęła głową i postawiła stempel na mojej dłoni i zabłysło jasne światło ode mnie we wszystkich kolorach tęczy. Wszyscy, co byli w gildii spojrzeli w naszym kierunku, byli cicho… Gdy Mira zdjęła stempel, na mojej dłoni ukazał się znak gildii był srebrny ze złotymi konturami, ale srebro mieniło się kolorami tęczy niczym klejnot, niczym diament. Uniosłam dłoń do góry, aby spojrzeć na niego w lepszym świetle wtedy wszystkim dech w piersi zaparło na widok mojego znaku. Uśmiechnęłam się do siebie. Bardzo mi się podoba.

- Dziękuję. - Powiedziałam do nadal zaskoczonej Miry i uśmiechnęłam się. Laxus dumnie się na mnie patrzył uśmiechając się.
- Widzę, że mama miała rację, co do Twojego Insygnia. – Zachichotał.
- O Twoim wspomniała także. I także się potwierdziło. Wystarczyło nieme przyznanie się do swojego pochodzenia przed Insygniem i proszę bardzo. – Powiedziałam zadowolona i wypielam na niego żartobliwie język. W końcu Mira się ocknęła.
- Lucy-chan to jest tak piękne. Rzadko się zdarza, że kolor sam się okazuje nosicielowi Insygnia. A ty, jako Księżniczką okazałaś się mieć szlachetne kolory. Niczym klejnoty. – Chwaliła i komplementowała Mira mój znak trzymając za moja prawą dłoń i przyglądając się mojemu cudeńku w tedy zauważyłam, że Laxus zniknął gdzieś, ale nie przejmowałam się tym. 
Zwróciłam się do Candy, która patrzyła na mnie z błyszczącymi niczym gwiazdy oczami. Chyba jej się to spodobało, co zobaczyła.
- Ty także chcesz taki? – Zapytałam ją wskazując na mój znak na dłoni. Ona wzleciała w powietrze i zachichotała uradowana.
- Tak, tak! Taki jak twój Lu-chan! – Wiwatowała wskakując mi w ramiona.
- W takim razie… Trzeba rozpiąć ci sukienkę kochanie… - Powiedziałam i ustawiłam ją na blacie. Rozpięłam jej zamek błyskawiczny na plecach w sukience odkrywając jej plecy, aby Mira mogła postawić stempel. I tak samo jak ja miała piękny mieniący się niczym tęcza znak naszej gildii. – Gotowe Candy… Teraz jesteś oficjalnie w gildii Fairy Tail. – Oznajmiłam.
- Czy mogę zobaczyć jak to wygląda?- Zapytała podekscytowana. Spojrzałam na Mirę a ona się uśmiechnęła i wyjęła spod lady lusterko. Candy się obróciła plecami do lusterka i spojrzała za siebie z ogromnym uśmiechem na pyszczku. – Sweet~! To jest cudowne! Jak twój Lu-chan! – Piszczała. Mira schowała lusterko, a ja zapięłam sukienkę Candy. Candy poleciała do Charle i innych Exceedów, a ja siedziałam i rozmawiałam z Mirą i Kinaną, gdy nagle…

Wyczułam obecność za moimi plecami…

- Laxuus-nii~… Nie zakradaj się od tylu do mnie, bo wiesz, czym to grozi… - Zawarczałam na niego żartobliwie.
- Oi! Mam cię Imouto~! - I złapał mnie w talii jak stał za mną i powalił mnie na ziemię i zaczął łaskotać na oczach wszystkich z tego wszystkiego jak turlaliśmy się po podłodze gildii zadarła mi się sukienka do góry i było mi widać bieliznę…
- Kyaaah! Lax-Lax-nii M-Majtki mi widać! – Piszczałam w zakłopotaniu i śmiechu od łaskotania.

Poprawiając mi sukienkę Laxus spojrzał na mężczyzn patrzących się na nas z wypiekami na twarzach i krwotokiem z nosa. Warknął na nich.
- Odwrócić się zboczeńcy! - Ryknął na nich - „Natsu Ty też! Kontrola smoka… Pamiętasz?!” – Ryknął telepatycznie… Skąd wiem? Hah… Tajemnica.
Wszystko doszło do normy, gdy wszedł do baru Dziadzio.
- Widzę, że coś mnie ominęło… - Zaśmiał się dziadek.
- Chyba tak Mistrzu… chyba tak... – Odpowiedziała jemu chichocząc radośnie Lisanna.
- Och… Tylko majteczki Lucy-chan ~! - Zamruczał Wakaba będąc w siódmym niebie i wypuszczając serduszka z dymu. Następnie oberwał w szczękę od Natsu i Wakaba leżał w rogu gildii znokautowany.
- Tak trzymaj Natsu… Zboczeńcy! To moja wnuczka! - Wydarł się na nich dziadek. Był czerwony ze złości… Nie wytrzymałyśmy z Lisanną i zaczęłyśmy się chichotać. - No cóż najwidoczniej Lucy wam wybaczyła, więc i ja wam wybaczam…, ale żeby to było ostatni raz…przyszedłem, aby coś ogłosić… - Powiedział i zapadła cisza. - Chciałbym ogłosić, że Lisanna Strauss nie poniesie konsekwencji, ponieważ wszystko się skończyło dobrze oraz była ofiarą tego wszystkiego. - Ogłosił z uśmieszkiem do całej gildii.

Podbiegłam do Lisanny i pociągnęłam ją w mocny uścisk…
- Cieszę się, że w końcu jest z nami prawdziwa Lisanna. - Wyszeptałam jej do ucha. Ona odwzajemniła uścisk i zaszlochała.
- Dziękuję za wszystko Lucy i przepraszam. Słyszałam, że uratowałaś mnie przed ciemnością… Nie przejmuj się dzieckiem… Mam wrażenie, że nie było jemu przeznaczone się urodzić… A ja czuję, że nie byłam dla jego ojca. - Wyszeptała mi do ucha szlochając i zerwałyśmy uścisk… Ona się do mnie uśmiechnęła się delikatnie ze szklanymi oczami.
- P-pamiętasz dziecko? – Byłam w szoku. Ona skinęła głową i uśmiechnęła się smutno. – Tak mi przykro. Naprawdę starałam się… - I znów ukryłam twarz w jej ramionach i tym razem ja zaczęłam szlochać.
- Nie płacz… nie ma powodu. Jestem jeszcze młoda i zapewne będę miała jeszcze nie jedno dziecko. Tym się pocieszam więc Ty także się nie smuć. –Przytuliła mnie i pocieszałyśmy się nawzajem.

Później gdy wszystko się wyjaśniło podbiegłam do Laxusa i się przytuliłam do niego, a on się do mnie uśmiechnął i pogłaskał po głowie jakbym miała 5 lat. Uroczo…

- A teraz bachory mam jeszcze jedną informację… z Rady. - Gdy padło słowo „Rada” wszyscy ucichli w przerażeniu. Oprócz Jii-chan, mnie i Laxusa oczywiście. - Otóż nasze oto Rodzeństwo… - Wskazał tu na mnie i Laxusa dumnie. - … Moja duma i duma „Fairy Tail”. Zapoczątkowali pierwsze w historii magii stopnie maga. Otóż najsilniejszym był do tej pory mag z klasa „SS”, którym w naszej gildii jest Gildartz. - Gildartz stał radośnie tuląc się z Caną, a wszyscy mruknęli i skinęli głowami w zgodzie z tym, co dziadek powiedział. - Za to teraz Laxus jest magiem klasy „SSS”- Wszystkim oczy stanęły dęba.
- To jak Laxus jest „SSS” to, jakiej kategorii jest Lucy? - Zapytał się Macao z przerażeniem i podekscytowaniem w głosie.
- No właśnie… Za to nasza Lucy jest magiem klasy „X”, co stawia ją na szczycie. Jest najsilniejsza z nas wszystkich tu zgromadzonych. Zostanie wpisana do najsilniejszych magów historii magii w grupie „Światła”. Nawet sam Przewodniczący Rady Magicznej: Garun się boi tych dwojga... To się nazywa siła z Dragon Worldu! – Mówił to z każdym słowem coraz głośniej i zaśmialiśmy się… Widać, że jest dumny z nas. - Tak, Moje wnuki przewyższyły nawet mnie… Są Nr.1 i 2 wśród Dziesięciu Świętych za to ja jestem Nr.9.
- Mistrzu to w takim razie, jaki Nr. ma Jura?- Zapytała zaciekawiona Erza.
- Jura był Nr.6 w ciągu ostatniego roku wskoczył na Nr.4. – Odpowiedział dumnie Jii-chan.
Stałam oparta o Onii-chan i coś mi przyszło do głowy.

„Co to… tylko moje majtki mają oglądać zboczeńcy?” Zachichotałam w myślach. Wyciągnęłam palec wskazujący i zawirowałam nim lekko i niepozornie w powietrzu i wskazałam na sukienkę Lisanny. Nagle uniosła się i…

- Kyaaah! Co to było?! Co z tym wiatrem?! – Krzyknęła. Ja stałam i starałam się nie chichotać. Następna była Erza i jej plisowana spódnica.
- Eeep! – Pisnęła.Myślałam , że chłopcy zwariują.
- Co się dzieje?! – Krzyknął dziadek. Następna była Mira, Kinana i Laki i ich sukienki.
- Kyaaah! - Krzyczały zakrywając się i poprawiając.

Nie wytrzymałam i schowałam się za plecami Laxusa śmiejąc się jakby nie było jutra.
- Lucyy~! – Krzyknął dziadek.
Wyjrzałam z niewinną miną i wyszłam zza Laxusa ze splecionymi dłońmi za plecami by pokazać, jaka jestem niewinna.
- Lucy czy to Twoja sprawka? – Zapytał mnie Laxus.
- Laxus-nii przecież stałam przy Tobie gdybym coś zrobiła to byś chyba zauważył, ne? - Powiedziałam do niego niewinnie.
- Lucyy~ - Warknął… to było chyba ostrzeżenie. „Chyba za dobrze jednak mnie zna…” Pomyślałam.
- Co?! Moje majtki to mogą widzieć, co?! To już drugi raz! Drugi Lax-nii! Raz na wyspie, a teraz tutaj Onii-chan! - Nie wytrzymałam i krzyknęłam do niego ze łzami w rogach oczu.
- O-oi… Imouto przepraszam… Naprawdę nie chciałem Cię postawić w niezręcznej sytuacji… Naprawdę nie chciałem… - Stał przez chwile w szoku, a później starał się jak najlepiej mnie przeprosić i przytulił.
- I to jest rodzeństwo… Kłócą się i godzą i nawet jak trzeba byłoby to za siebie w ogień pójdą!- Wiwatował na nas dziadek. Cala gildia się roześmiała. I zaczęła klaskać, a następnie powiedzieli wszyscy razem…

- Łobuz się z Ciebie zrobił Lucy~!

- To wpływ starszego brata… - Śmiałam się i nadal tuląc się do Laxusa. Co rozbawiło jeszcze bardziej wszystkich.

 Tak zaczęliśmy świętować po pierwsze powrót prawdziwej Lisanny, po drugie nasz tytuł… Impreza do jasnego świtu… W stylu gildii Fairy Tail!


*.*.*


C.D.N.

Rozdział 26. Na ratunek, rozmowa oraz przebaczenie.

W poprzednim rozdziale:

- Wiem… teraz muszę ją wyciągnąć z tego bagna… nie pozwolę jemu drwić z czyjegoś życia. – Powiedziałam podnosząc się z podłogi. Kipiałam ze złości na Zerefa.
- To może być trochę egoistyczne z mojej strony, ale nie pozwolę Ci odejść do niego, Lisanna…- Wyszeptałam jak białe światło mieniące się błękitnymi iskrami pojawiło się w moich rękach stojąc nad jej ciałem. Determinacja buchała ode mnie.

- Laxus, Erza, Mira, Gildartz zostańcie z nimi… - Powiedział dziadek. - Natsu, Gajeel wyjdźcie, będziecie tylko przeszkadzać i rozpraszać Lucy… Wendy zostań na posterunku nie wychodź na żadna misję na razie. Możesz być potrzebna Lucy.- Wydawał rozkazy.

Większość wyszła a ja skupiłam się na leczeniu Lisanny…

*.*.*

W ambulatorium Fairy Tail, 3 godziny później…

Pov. Lucy

Starałam się ile w moich mocach, aby wydostać Lisannę z pod klątwy Zerefa. Byłam już trochę zmęczona i nadal nie zakończyłam procesu leczenia Lisanny, gdy poczułam czyjąś obecność i silną dłoń na swoim lewym ramieniu. Nie rozpraszając się spojrzałam, kto to był. To był Elfman. Stał przy mnie z podpuchniętymi oczami od łez a za nim stała Mircia z Onii-chan, Erza i Gil. Byli przy mnie, aby wspierać mnie i czuwać nad nami.

- Elfman… J-ja…- Wyszeptałam, próbowałam go pocieszyć, ale brakowało mi słów w dodatku powoli słabłam. 
„Za długo to trwa…” Przeszło mi przez myśl.
- Cii… Jest ok, Lucy-chan, jest ok. Nie przejmuj się mną… Jestem mężczyzną a mężczyzna musi czasami popłakać. - I się uśmiechnął do mnie. - Rób swoje mała, wierzę w Ciebie… - Powiedział i poklepał mnie po moich złotych włosach dodając mi otuchy.

„Chociaż trochę… jeszcze trochę…” Przebiegło mi przez myśl.

- Nie poddam się… Agrh… Nie teraz… ugh… - Krople potu spływały mi po twarzy, gdy sapałam ze zmęczenia – Nie pozwolę Ci przeklęty draniu... Nie zaciągniesz jej w ciemność… Nie, Nie na mojej warcie! – Wykrzyknęłam na całą gildię i całe pomieszczenie zostało objęte jasnym oślepiającym światłem. 
Gdy opadło odwróciłam się powoli do moich towarzyszy uśmiechnęłam się do nich.

- U-udało się… - Wyszeptałam i zaczęłam osuwać się na podłogę. „Przynamniej jedno mogłam uratować…” Pomyślałam tracąc przytomność. Zanim uderzyłam o podłogę, poczułam zapach Nii-chan(ananas i wanilia)… Złapał mnie w ostatniej chwili.

Pov. Laxus

Stałem niedaleko Imouto… patrzyłem na nią i nie wglądała za dobrze… Zaczęła się osuwać na ziemię, więc czym prędzej skoczyłem by ją złapać… Byłem przerażony. Gdy ją złapałem opadłem na kolana… Trzymałem ją mocno w ramionach.

- LUCY! Trzymaj się… - Krzyknąłem. Brak jakiejkolwiek reakcji.
- Lucy-chan! – Szlochała Mirajane w ramionach Elfmana. Gildartz spojrzał na mnie a potem wybiegł z ambulatorium.
- Wendy! – Usłyszałem jego krzyk dochodzący od schodów „Tak myślałem, że pobiegł po małą…” Pomyślałem. Wziąłem Lucy na ręce w stylu ślubnym i zaniosłem ją na łóżko znajdujące się koło łóżka Lisanny, a potem usłyszałem odgłosy kroków…

Nagle do ambulatorium wpadli trzej Dragon Slayerzy a za nimi Gildartz. Wendy próbowała się do nas dostać cisnąć się miedzy Gajeelem i Natsu. Gdy miała przejść do Lucy koło Natsu… ten warknął groźnie na nią i zagrodził ochronnie jej drogę do Lucy. Nie chciał dopuścić jej do niej. Spojrzałem w jego oczy… 
„Cholera… przeklęty smok! Nie teraz…” Przekląłem w myślach.

- Gajeel! Zabierz Natsu! Zabierz go stąd w tej chwili! - Krzyknąłem do niego i natychmiast zareagował. Zaczął się szarpać z Natsu. W końcu za pomocą Erzy udało się znokautować go.
- Zabierzcie go z dala od Lucy… teraz nie może być przy niej… póki, co! Jak się obudzi i zapyta o Lucy, gdy będzie w miarę spokojny powiedzcie jemu, że nic jej nie jest… zamknijcie go, przypnijcie, cokolwiek! Aby nie przeszkadzał Wendy w leczeniu Lucy! – Błagałem wręcz… Bałem się o Lucy i chyba, dlatego podniosłem glos. I Gajeel z Erzą wyszli prowadząc znokautowanego Natsu z ambulatorium. Po chwili wrócił do nas Gajeel z poważnym wyrazem twarzy przyglądał się Lucy i Lisannie.

- Laxus, co się stało? – Zapytał.
- Przecież wiesz… Lucy ratowała Lisannę od klątwy Zerefa, dziecka niestety nie udało się uratować, bo zanim dotarliśmy do ambulatorium już nie żyło i najwidoczniej chciała uratować Lisannę. W ten sposób najwidoczniej przedobrzyła… - Wyjaśniłem jemu i westchnąłem, było mi smutno ze względy na moją młodszą siostrę. Spojrzałem na nią… Jej wyraz twarzy był taki spokojny.
- Nie martw się Laxus-nii-san, nic jej nie będzie po prostu straciła przytomność z przemęczenia. – Gdy to usłyszałem od razu mi ulżyło. - Myślę, że jeśli Lisanna-san nie obudzi się, za co najmniej trzy godziny to trzeba będzie wezwać Porlyusice. - Powiedziała Wendy. Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.

Gdy tak siedzieliśmy przy obu łóżkach do pokoju wtargnęła zdyszana Erza, co mnie zdziwiło.
- Urghh… co z nim jest nie tak? – Spojrzała na mnie pytająco, ale też była rozdrażniona.
- Laxus, Gajeel wy coś wiecie! Coś z nim się dzieje?! Mam rację?! Gadajcie, co jest grane…, ale już!- Erza podeszła do nas i usiadła na krześle obok mnie, aby Wendy mogła ja trochę uleczyć. Rozejrzałem się po pokoju i dostrzegłem, że przy drzwiach stoi też… Gray?
„Nawet nie zauważyłem, kiedy tu wszedł…” Pomyślałem.

- E-eto… Jakby wam to wyjaśnić… ech... Dobra powiem… - wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco. – Gody… - wydusiłem z siebie i czułem, że na moją twarz wylewa się potężny rumieniec. Za to oni spojrzeli na mnie i na Gajeela pytająco.
- To znaczy? – Zapytał Gray podchodząc do nas ze skrzyżowanymi ramionami na jego nagim już torsie.
- Nie mogę teraz wam o tym powiedzieć, to rola Lucy, aby wam to wyjaśnić. – Powiedziałem nadal rumieniąc się.
- Najważniejsze, że Salamander się uspokoił i Lu jest bezpieczna. – Powiedział Gajeel.
- Nie dziwię się Natsu-nii. Przestraszył się widząc Lucy-nee nieprzytomną. – Wendy stanęła w obronie Natsu. Siedziałem koło niej i posłałem jej przyjazny uśmiech.
- Masz rację Wendy. Wszystko będzie dobrze… - Odetchnąłem i zmierzwiłem jej ciemno niebieskie włosy. Spojrzałem na Lucy.
- Ona śpi teraz. Możesz iść na dół i porozmawiaj z Natsu-nii. – Powiedziała chwytając mnie za rękę. - Będę tu z nią i nie tylko ja, ale i Erza z Grayem.
- Dobrze. Ale jakby coś to mnie wołajcie. - Westchnąłem i wstałem odchodząc od łóżka Lucy. Będąc już przy drzwiach odwróciłem się z grymasem na twarzy. – Chodź ze mną Gajeel. Nie lubię pić sam. A jeszcze muszę pogadać z Płomyczkiem i Jii-jii. – Rzuciłem do Gajeela. Na co wstał z krzesła o dziwo chętnie i wyszedł ze mną na zewnątrz.

Pov. Natsu

Czuję się dziwnie. Nie wiem, co mnie napadło wtedy w ambulatorium.

- Co się do cholery ze mną dzieje? – Wymamrotałem sam do siebie marszcząc brwi. Siedziałem tak przy barze i się zastanawiałem przy szklance mojej ognistej whisky. Gdy nagle poczułem czyjeś dłonie na moich ramionach. Spojrzałem w górę i zauważyłem twarze Gajeela i Laxusa.

- Co chcecie? – Burknąłem do nich.
- Pogadać jak Dragon Slayer z Dragon Slayerem. Wiemy, co przeżywasz… - Powiedział spokojnie Laxus. Mogłem wyczuć w jego tonie nutę zrozumienia.
- Niby, co? Mało brakowało a bym rozszarpał Wendy, którą uważam za młodszą siostrę, która miała pomoc Luce a ja… ugrhh!-  Nie dokończyłem tylko złapałem się za głowę, miałem zamęt w niej i ogromny ból.

- Natsu uspokój się… Panuj nad tym…, bo jeśli nie to nie tylko skrzywdzisz kogoś, ale być może także Lucy… Panuj nad smokiem! - Krzyknął na mnie Laxus za to Gajeel trzymał mnie.

„Musze się uspokoić… Nie mogę skrzywdzić Lucy.” Skarciłem się w duchu.

Gdy po chwili odszedł ból i napięcie. Zacząłem miarowo oddychać i spojrzałem na nich.
- Co się dzieje do cholery? – Zapytałem zdezorientowany, dysząc. Oni spojrzeli na mnie poważnie.
- Chyba Igneel mówił ci kiedyś o zmianach zachodzących w młodych smokach podczas ich dojrzewania? - Zapytał mnie Gajeel. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem i zaskoczeniem. Dlaczego nagle zeszło na ten temat?
- Hmm... No mówił mi coś na ten temat, ale byłem mały wtedy i nie zbyt tym się interesowałem, ale co to ma wspólnego z tym, co się ze mną dzieje?- Zapytałem patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Zaraz ci wyjaśnimy tylko przejdźmy do tamtego stolika byśmy mogli spokojnie pogadać. – Powiedział Laxus wskazując za siebie na stolik w najbardziej odległym kącie gildii gdzie naprawdę nie będzie nas nikt podsłuchiwał.
- Dobra, więc chodźmy. – Powiedziałem wstając ze stołka barowego wypuszczając ciężko powietrze z ust i poszliśmy do stolika. Gdy usiedliśmy zaczęliśmy rozmowę.
- A więc, o co chodzi? -  Zapytałem starając się brzmieć spokojnie. Mimo że nie wiedziałem, czego się spodziewać po tej rozmowie…
- Gdy wyprowadziliśmy cię z Ambulatorium, a potem wróciłem, Laxus wyjaśnił reszcie przebywającej tam, co się dzieje z tobą. – Powiedział Gajeel. Ja tylko skinąłem głową by mogli kontynuować i że rozumiem.

- Natsu czy wiesz, czym są „Smocze Gody”? – Zapytał mnie Laxus. Był strasznie poważny. To mną wstrząsnęło… „Smocze Gody”.
- Noo… Igneel coś mi o tym wspominał, ale jak już mówiłem byłem za mały… Teraz żałuję, że nie pamiętam nic z tego. – Powiedziałem i zmarkotniałem.
- Wiec ci powiemy to, co możemy, jako że jesteśmy w tym samym położeniu, co ty. – Pocieszał mnie Laxus. Spojrzałem na nich zaskoczony a oni skinęli głowami i się głupkowato uśmiechnęli.
- W takim razie słucham… – Powiedziałem i usiadłem wyprostowany gotowy do słuchania.
- „Smocze Gody” dotyczą Smoków i Dragon Slayerów w wieku dojrzewania. Akurat stało się tak, że mamy ich pięciu w naszej gildii i każdy będzie przechodzić je na przełomie dwóch ostatnich tygodni czerwca i dwóch pierwszych tygodni lipca… to tyczy się nie tylko odpowiedników samców smoka, czyli mnie, Gajeela, czy ciebie, ale też i odpowiedników samic, czyli Lucy i Wendy.  Chociaż Wendy nie wiem, jeszcze ma 17 lat ma czas, ale Lucy… Dla niej to są ostatnie „Smocze Gody”, ponieważ w tym roku kończy 22 lat, gdyż „Smocze Gody” odbywają się, co trzy lata. Samce maja czas, aby znaleźć „Mate” do ukończenia 27 lat, za to samice wybierają swego „Mate” do 23 lat. Gdy Gody się zbliżają możemy się dziwnie zachowywać. Każdy dojrzewający smok lub w naszym przypadku Dragon Slayer przechodzi wewnętrzne zmiany i szuka partnera jak już mówiłem „ Mate”.- Powiedział Laxus a ja się zarumieniłem.

- Najwidoczniej także u Ciebie obudził się smok i nie da się zaprzeczyć, że twoją „Mate” jest właśnie moja Imouto. - Zaśmiał się, ale nie był to śmiech drwiący tylko wyrażający radość. Poklepał mnie po ramieniu.
- Nawet ślepy by to zauważył… - zaśmiał się pod nosem Gajeel, krzyżując ręce na piersi.
- E-eto.. Teraz jak mi o tym powiedziałeś… przypomniałem sobie… Igneel wspomniał mi, że mogę być rozdrażniony i zaborczy, gdy faceci będą się przy niej kręcić czy coś, też ochronny jak w tym przypadku, gdy zobaczyłem ją nieprzytomną. – Powiedziałem jeszcze bardziej się rumieniąc czując się niezręcznie i zakłopotany. 
„Cholera… nie da się chyba tego już ukryć.” Pomyślałem.

- Nie musisz się tego wstydzić węgielku… To normalne przecież… tym bardziej w tym okresie. – Brechnął śmiechem Gajeel.
- Dobra, dobra nie bądź teraz taki mądry… gdyby nie Lucy i jej list do ciebie to byś dalej się zarzekał, że nic nie masz do Levy. – Zadrwił z niego Laxus szturchając go w ramię. Gdy tak rozmawialiśmy i śmialiśmy się wyczuliśmy czyjąś magiczną moc zbliżającą się w naszą stronę. Odwróciliśmy wszyscy razem wzrok w tamtą stronę i zauważyliśmy zbliżającego się go nas Romea.

- Yo Gajeel-nii, Laxus-nii, Natsu-nii! Co tam? O czym gadacie?- Podszedł do naszego stolika Romeo.
- Noo… proszę, proszę. Przyszła ofiara naszej małej słodkiej smoczycy. – Zaśmiał się Laxus. Na co Romeo stał zdezorientowany nie wiedzieć, o co mu chodzi?
- C-co? O co ci chodzi Laxus-nii? - Zająkał się Romeo.
- Mówi o Wendy. Jesteś jej Ofiarą Romeo. Gihi. - Prychnął Gajeel. Na co Romeo zadrżał, gdy usłyszał „Ofiara”.
- Nie martw się Romeo. To w przyjemnym znaczeniu „Ofiara”… – Zaśmiałem się. Na co się wszyscy czterej zarumieniliśmy na myśl o dziewczynach. Uhmm... Lepiej się opanować.

Romeo się do nas przysiadł. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, co wydawało się chwilą a dosłownie było to kilka godzin i wystrzeliłem głowę w stronę schodów, gdy poczułem mój ulubiony zapach… Truskawki i wanilia. Zobaczyłem schodzące z drugiego piętra Lisannę i Lucy trzymające się pod rękę i uśmiechające się. Za nimi szli Wendy, Erza, Gray, Elfman, Mira, Gildartz, którzy wydawali się także zadowoleni.

Podczas gdy Gajeel, Natsu i Laxus rozmawiają w barze... W Ambulatorium.

Pov. Lucy

Obudziłam się i zamrugałam oczami kilka razy, aby unormować widzenie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po ambulatorium… zauważyłam Erzę siedzącą z Grayem przy moim łóżku. Gil stał opierając się o ścianę a Elfman z Mirą siedzieli koło Lisanny, która była pod obserwacją Wendy.
- O, Lucy obudziłaś się już. Jak się czujesz? – Zapytałam mnie Erza troskliwie siadając na brzegu mojego łóżka a za nią stał z zatroskanym wyrazem twarzy Gray.
- Nic mi nie jest Erza. Mimo wszystko dziękuję wam wszystkim za troskę. I przepraszam ze musieliście się martwic o mnie. – Powiedziałam i się słabo uśmiechnęłam do wszystkich, którzy przebywali w ambulatorium ze mną i Lisanną. Następnie zwróciłam się do Wendy.

-Wendy? Jak tam Lisanna? – Zapytałam.
- Znak zniknął, nie krwawi i kolory wracają. Myślę, że niedługo powinna się obudzić. – Odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie.

Nagle, gdy tylko Wendy to powiedziała, Lisanna zaczęła się budzić… Wstałam, czym prędzej z łóżka i podeszłam do niej.

- Lisanna? Lisanna… słyszysz mnie? – Pytałam starając się nie panikować. Zaczęła otwierać oczy…
- Co się stało? Strasznie boli mnie głowa…- Powiedziała cicho i dotknęła skroni. – L-Lucy? To naprawdę Ty? Ledwo cię poznałam. Co z twoimi włosami? - Zapytała mnie tym razem była żywsza. Rzuciła mi się na szyję i przytuliła. Ja za to się zaśmiałam z tego.
- Oj Lisanna, Lisanna… Oczywiście, że to ja… Dopiero się ocknęłaś, a Ty się moimi włosami akurat w tym momencie przejmujesz? – Zachichotałam i odwzajemniłam uścisk. Ale potem nagle go poluzowałam i posmutniałam. Odsunęłam się trochę od niej, aby spojrzeć jej w twarz.
- Lisanna, powiedz mi, co pamiętasz? – Zapytałam ją z nadzieją w głosie.
- Hmm… nie wiele…powrót z wyspy wyrzucenie cię z zespołu i wasze odejście z gildii…a później dopiero pamiętam wspomnienia z twojej przeszłości nic więcej… Tak mi przykro. – Powiedziała smutno. Spojrzałam na nią a później na resztę.

- Minna. Ona była kontrolowana… - Powiedziałam smutno. – „ Dlatego nie pamięta. Echh.. Może to i lepiej, co?” Zapytałam ich poprzez użycie telepatii. Oni skinęli głowami w zgodzie.
- Teraz może zejdziemy na dół i powiemy wszystkim dobrą nowinę. – Powiedziała Erza podchodząc do nas a ja podałam rękę Lisannie. – Dasz radę wstać? - Zapytałam ją. Ona się uśmiechnęła.
- Nie martw się Lucy, nic mi nie jest. – Odpowiedziała posyłając mi ciepły uśmiech.

W Barze Fairy Tail.

Gdy schodziliśmy z drugiego piętra było kilka spojrzeń na nas zwróconych. Szłyśmy z Lisanną pierwsze a za nami szła Erza, Mira i Elfman z Grayem i Gildartzem.

- Minna! Proszę o uwagę… - Krzyknęła Erza. Gdy schodziliśmy po schodach. Złapaliśmy uwagę wszystkich kolegów gildyjnych.
- Udało się! Nasza Lisanna jest znów z nami! A gdy spotkam tego dupka Zerefa to mu nogi z tyłka powyrywam! – Wykrzyknęłam pompując pięść w powietrze posyłając przerażającą aurę, co większość przez to zamarła, ale nie Lisanna… usłyszałam chichot ze strony Lisanny, która przytuliła mnie.

- Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz Onee-san. – Pisnęła tuląc mnie. Mimo że jesteśmy w jednym wieku nazywała mnie „Onee-san”.
- Nie ma, za co Lisanna. Od tego jest rodzina, ne? – Powiedziałam i uśmiechnęłam się słodko do niej, gdy wypuściła mnie ze swojego uścisku.
- Wybaczysz mi, Onee-san? – Zapytała się nieśmiało, gdy stałyśmy tak przed całą gildią.
- Oczywiście, ponieważ to nie była twoja wina. Ty byłaś jedynie jego ofiarą. – Powiedziałam pocieszająco i przytuliłam ją.
Cała gildia wiwatowała, ale nagle ucichli, gdy podszedł do nas Jii-chan.

- Jii-chan? - Spojrzałam na niego zaniepokojona. Za to on spojrzał na Lisannę z pokerowym wyrazem twarzy, lecz później zauważyłam ze się uśmiecha.
- Witaj z powrotem moje dziecko. – Powiedział i rozłożył ręce zachęcając ją do przytulenia. Na ten gest Lisanna się popłakała i wskoczyła staruszkowi w ramiona.
- Dziękuję Mistrzu, i proszę wybacz mi. – Szlochała w jego objęciach.
- Już, już. Spokojnie Lisanna. Wszystko w porządku. Jeśli Lucy ci wybaczyła to i ja ci wybaczam. - Zaśmiał się dziadek.

Następnie dziadek odszedł, aby napić się kufelek swego ulubionego trunku a my z Lisanną stałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Westchnęłam i spojrzałam na podchodzące do nas dziewczyny, z uśmiechem przylepionym na twarzach.

- Och… Lu-chan…- Uśmiechnięta do mnie Levy powiedziała nieśmiało, gdy podeszły do nas Erza, Mira, Wendy, Caną.
- My… Lucy chciałybyśmy się wybrać na misję z tobą! – Powiedziała podniecona Erza. Gdy tak się uśmiechała była jeszcze bardziej przerażająca, niż gdy się złościła na Natsu i Graya.
- Tylko My… Same Laseczki! Co ty na to Luce? – Przyłączyła się rozradowana Cana popijając jej trunek. Uśmiechnęłam się do nich.
- To może być całkiem ciekawy wypad… Lubię ten pomysł! A jaka misja?- Zapytałam.
- Co ty na to by zrobić „SS” Klasę? Domyślamy się że jeszcze trudniejsze misje wykonywałaś…– Zaproponowała mi Mirajane. Spojrzałam na nią w szoku.
- Mira-nee szaleje Juhuu… - Wiwatowała Lisanna.
- Hahaha, czy to na pewno ta Mira, którą znam? - Zażartowałam sobie. Na co wszystkie się śmiały. – Co do misji, zgadzam się. - Powiedziałam radośnie klaszcząc w dłonie.
- Wiesz Lucy… Ty także się zmieniłaś przez te 3 lata, co was nie było... nie tylko mi chodzi o twoją magiczną moc i siłę… - Skomentowała mnie Erza z uśmiechem na twarzy.
- Co masz na myśli? –Zapytałam ją z mylnym wyrazem twarzy.
- No, co ty Lucy? Nie zauważyłaś jak faceci z naszej gildii się ślinią na twój widok? – Zapytała się śmiejąc i klepnęła mnie w tyłek żartobliwie.
- Eeep! Erza~! – Pisnęłam rumieniąc się z zakłopotania.
- No żeby nie było, że przed trzema laty się nie ślinili, bo się ślinili, ale teraz to już w ogóle … - Żachnęła się Cana z nad jej butelki sake.
- Ha! W dziewiąteczkę Cana! – Levy przybiła wysokie pięć z Caną.
- Ha ha! Przesadzacie dziewczyny… - Śmiałam się z nich, aby ukryć zakłopotanie tymi komentarzami.
- Dobra to może ja i Levy wybierzemy misję, Ok? To, co jednak „SS”? - Zapytała nas Lisanna rozradowana, gdy podszedł do nas Nii-chan.

- Czyżby szykuje się wyprawa na misję? Beze mnie Twojego kochanego Onii-chan~? – Żachnął się do mnie i mocno mnie przytulił.
- Tak bez Ciebie… To babski wypad, co oznacza zero mężczyzn nawet, jeśli oznacza to wyjście bez starszego brata…I to także oznacza, że bez śledzenia nas, bo będziemy jechać pociągiem albo używać teleportacji! Aha… I dziób na kłódkę Laxus-nii na ten temat. Tylko Ty i Jii-chan wiecie o tym… - żachnęłam się na niego. Spojrzał na mnie udając obrażonego, ale znałam to spojrzenie... Później złapał mnie w talii i zarzucił przez ramię jak worek ziemniaków i szedł w kierunku drzwi wyjściowych śmiejąc się na całą gildię. Gildia także zaroiła się od wybuchu śmiechu na to, co zobaczyli.

- Dobra, idziemy do domu Młoda! Czas się zadomowić… Virgo już zapewne skończyła nasz pałac~. – Zaśmiał się Laxus niosąc mnie zawieszoną przez ramie.
- Onii-chan~! Puść, sama mogę iść! Lax-nii-chan~!- Krzyczałam na niego walać pięściami w jego plecy. W końcu poddałam się i westchnęłam w porażce opierając brodę na dłoni a łokieć oparłam o jego bark.
- Dobra już dobra… Dziewczyny to tam do jutra… - Pomachałam do nich wolną ręką jak one stojąc przy barze chichotały się z mojej sytuacji odmachując mi.
- Pa Natsu~! Minna~ Do jutra! – Krzyknęłam oddalając się z Onii-chan.

Gdy dotarliśmy do naszego domu Laxus odstawił mnie na ziemię i to, co zobaczyliśmy spowodowało, że oczy nam stanęły dęba… Staliśmy przed willą, która miała zwać się naszym „Domkiem”. W drzwiach przywitał nas Capricorn.

- Witamy z powrotem Hime, Laxus-sama.
- Witaj Capricorn. Och… Jesteśmy zaskoczeni i pod wrażeniem. – Powiedziałam do niego.
- Tak… Imouto idziemy zjeść kolacje i ty spać…dużo przeszłaś, musisz odpocząć. - Laxus powiedział i poklepał mnie troskliwie po głowie. Sama czułam się powoli śpiąca.
Zgodziłam się z nim.
Po zjedzeniu kolacji wzięłam gorącą kąpiel i po przebraniu się w moją jedwabną koszulkę do spania położyłam się do mojego łoża w rozmiarze królewskim. Obok mojego stało kocie łóżko dla Candy, w którym już spala mrucząc coś o słodyczach. Wychyliłam się za brzeg łoża i pogłaskałam ją po główce i szepnęłam jej krótkie „Dobranoc”. Potem sama położyłam głowę na poduszce.


Nie obejrzałam się, kiedy a sama zapadłam do krainy Morfeusza. 

*.*.*


C.D.N.

wtorek, lipca 22, 2014

Rozdział 25. Konfrontacja i komplikacje...

W poprzednim rozdziale:

- Nie zadzieraj ze mną...- Wyszeptała Lisanna myśląc, że nie usłyszę, ale gdy zauważyła moje kły i Candy lecącą z innymi Exceedami. Zbladła na myśl, że usłyszałam.
- Grozisz mi? Czyżbyś wyzywała mnie do walki? Idiotka.- Zaśmiałam się.


*.*.*

Pov. Lucy

Gdy podeszliśmy do niej Jej wyraz twarzy zmienił się z wyrazu strachu w wyraz drwiny i niesmaku.

- Nadal jesteś słaba skoro potrzebujesz, aby bronił Cię braciszek i inni Dragon Slayerzy. – Usłyszałam od Lisanny. - I nigdy nie będziesz zasługiwać na Natsu… Nigdy nie będziesz jedna z Fairy Tail i nigdy nie zastąpisz mojego miejsca przy nich!
- A kto powiedział, że chciałam kiedykolwiek zastąpić Ciebie?! I kto powiedział, że muszą mnie chronić? Przed kim? Przed tobą? Och, nie bądź śmieszna z Tobą to sama sobie poradzę, a oni – powiedziałam wskazując za siebie na Laxusa i resztę stojących za mną. - Wystarczy, że popatrzą jak pokazuję Tobie, kto naprawdę z nas dwóch jest słaby… – Wykrzyczałam jej to w twarz ukazując jej ciemną aurę, która się zebrała przez te argumenty, które wypowiedziała dla mnie.

Zdjęłam jedną bransoletę a ona zadrżała.

- Co się stało nagle z Twoją odwagą, Lisanna?  Mam jeszcze siedem, ale boję się, że sama ilość mojej mocy może Cię zabić. - Powiedziałam i chytrze się do niej uśmiechnęłam. Szykowałam się do zdjęcia kolejnej, a jej oczy się poszerzyły. – Nadal chcesz ze mną walczyć Lisanna? Możemy nawet walczyć na poważnie, ale nie chciałabym zranić jeszcze nienarodzonego dziecka… - Powiedziałam patrząc na jej brzuch. Ona się skrzywiła i zasłoniła go.
 Odwróciłam się i gdy odchodziłam od niej z resztą. Będąc kilkanaście kroków od niej nagle poczułam, że zostałam dźgnięta czymś ostrym w lewą łopatkę. Powoli traciłam przytomność i równowagę…

„Cholera! Nie teraz!” Pomyślałam.
Słyszę krzyki i zamieszanie w gildii. Ktoś mnie złapał zanim zderzyłam się z ziemią.
Poczułam silne, umięśnione ramiona i mile ciepło… Moje widzenie było rozmazane…, ale widziałam kontury i kolory… Różowy?

- Natsu… - Szepnęłam i słabo się uśmiechnęłam do niego. Poczułam jakąś ciepłą ciecz, skapnęła na moją twarz… Czuje zapach wody z solą. Łza? Natsu płacze? Starałam się znaleźć dłonią jego twarz… On przybliżył twarz do mojej ręki i wtulił się w nią jak kot pragnący pieszczot.
- Lucy… Nie zostawiaj mnie… Błagam… - Szlochał. Pociągał nosem… Płakał klęcząc i tuląc mnie w swoich ramionach.
- Jestem… w porządku… Natsu. Nic mi… nie będzie. - Szepnęłam z trudem do niego, próbując go pocieszyć. Nagle pojawiła się Wendy poznałam ją po zapachu (cytryna i miód) wyciągnęli ostrożnie nóż z rany, rana była dość głęboka, ale dzięki mojemu God Slayerowi i także naszej wspólnej magii Dragon Slayera Powietrza mogliśmy tą ranę uleczyć i odkazić w parę minut. Dlaczego odkazić? Ponieważ był zanieczyszczony trującą substancją która najwidoczniej miała mnie szybko zabić.

- Teraz już będzie wszystko dobrze na pewno… Lucy-nee… – Powiedziała Wendy spokojnie. Założyła mi także bandaże dla pewności. Już nie chciałam się z nią wykłócać, że nie trzeba. Wzrok zaczął mi wracać podczas leczenia rany, ale straciłam sporo krwi.- Pójdę sprawdzić, co z Gajeel-nii i Laxus-nii. Pobiegli za Lisanną po tym, co się stało. - Powiedziała zmartwiona.

- Nie martw się o nich, dadzą sobie radę. Pójdę z Tobą… Zabiję ją… przegięła… ZAMIAST MNIE PRZEPROSIC ZA 3 LATA WSTECZ TO JESZCZE CHCIAŁA MNIE ZABIĆ ‼ Nie daruję! Do tego zniszczyła mi sukienkę… Ugrhh…– Wściekałam się wychodząc z Wendy i Natsu… na początku Natsu upierał się, że nie powinnam iść albo, że mnie poniesie…, ale powiedziałam, że jest ok i że jak coś to, że chciałabym się o niego oprzeć. Zgodził się i poszliśmy…
Szliśmy za zapachem Lax-nii i Gajeela. Dotarliśmy do polany niedaleko gildii… Byli tam z Grayem i Juvią, którzy trzymali Lisannę w lodowo-wodnej pułapce, którą wytłumaczyli teoretycznie Frost i Aqua. I najwidoczniej udało im się za pierwszym razem. Na zewnątrz lodowa klatka a wewnątrz klatki „wodne więzienie” Juvii. A w nim Lisanna.

- Nieźle! Dobra robota gołąbeczki! – Zaśmiałam się radośnie i posłałam im słodki uśmiech, na co się oboje zarumienili. Ale także byli zadowoleni z pochwały. Za to ja odwróciłam się do Lisanny… złowieszcze spojrzenie wylądowało na niej… nagle rozszerzyły mi się oczy, gdy przypomniałam sobie skąd znam ten zapach… i przekazałam telepatycznie wszystkim, którzy byli ze mną… oprócz Lisannie. 

-„Słuchajcie… wiem czyje to dziecko!” Zabrzmiałam im w głowach.
- „Naprawdę?! Czyje?” Zapytali chórem w mojej głowie, byli zaskoczeni.
- „Rozpoznaję ten zapach… Laxus mieliśmy już z tym zapachem do czynienia kiedyś…”- odpowiedziałam.
- „… Imouto… nie mów, że to?!” – Laxus był poruszony…
- „Tak Laxus… to dziecko Zerefa…” – Westchnęłam… i spojrzałam na wszystkich przestraszone twarze… a następnie odwróciłam się do Lisanny przebywającej w więzieniu Graya i Juvii.

- I widzisz Lisanna… i kto tu jest szmatą? Ja się nie puszczam z kimś, kto chce o kimś zapomnieć czy się zemścić… - Powiedziałam poważnie do więźnia i nakazałam Juvii telepatycznie, aby anulowała „wodne więzienie” a Grayowi, aby wzmocnił lodową klatkę. Zrobili to, o co prosiłam…
- O czym ty mówisz?! – Lisanna krzyknęła do mnie – I jakim cudem Ty nadal żyjesz? Powiedziano mi, że nie będziesz już żyła po tym! – Powiedziała z rozpaczą.
- Widzisz, jakie to wszystko mylne? – Zadrwił z niej Gajeel stojący ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Wznieciłam wiatr poprzez magię Fairy Slayera i podniosłam klatkę w powietrze.
- H-hej! Co się dzieje?! – Piszczała przestraszona w klatce Lisanna.
- Och! To nic takiego… Po prostu Lucy-nee transportuje Cię do gildii. – Odpowiedziała beztrosko Wendy chwytając mnie za rękę.
- Taa… Jasne i niby mam uwierzyć, że ona ma tak wielką moc … Thee… śmieszne! – Żachnęła się Lisanna na to wszystko i siedziała na podłodze klatki ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach.
- Nie musisz wierzyć Lisanna, ale moja Imouto nie używa nawet 5 % magii teraz na Ciebie, a co mówiąc o 10 %. – Zwrócił się do niej Laxus ze złośliwym uśmieszkiem.
- Dobrze chodźmy… Wracajmy, dziadek pewnie się zamartwia. Laxus powiadom Erzę i resztę, że wracamy do gildii z Lisanną. Niech także wracają.- Poinstruowałam mojego brata i ruszyliśmy z powrotem. Nawet nie zauważyliśmy w tym wszystkim ze nastał nowy dzień.

Weszliśmy do gildii po około 10 min marszu. Reszta gildii była już w środku. Mogliśmy wyczuć ogromne napięcie. Dziadek przybiegł do nas i przytulił mnie, a na Lisannę spojrzał morderczym wzrokiem.
Znów postanowiłam użyć telepatii i poinformować gildię.

- „Minna, posłuchajcie mnie uważnie wiemy, kto jest ojcem dziecka Lisanny… Proszę o zachowanie tego dla siebie…” – Powiedziałam każdemu przez telepatię. Jedynie Lisannę odcięłam od mojej magii telepatii.
- „Dobrze Lucy, powiedz... Kto to jest?” - Zwróciła się do mnie Erza, ale była słyszalna w naszych głowach…
- „Przykro mi to mówić… Od Lisanny wyczuliśmy zapach ziemi i nagietek…”- Nagle zostałam odcięta.
- „Tak skarbie mówiłaś…” - Usłyszałam dziadka.
- „Dziadku to zapach… śmierci…” - Powiedziałam w myślach i uśmiechnęłam się smutno. Spojrzałam na wszystkich, a oni mieli oczy okrągłe jak spodki w szoku
- „To znaczy…” - Zaczęła Erza.
- „Tak, dobrze kombinujesz Erza… To dziecko Zerefa…” - Westchnęłam smutno w myślach.
- „Nie dostał mnie… to zamienił mnie na osobę, która najbardziej zazdrosna o mnie i w dodatku jest w naszej Gildii. Nie zgodziłam się na bycie z nim, mimo że mnie podobno kochał, a przynajmniej twierdzi, że mnie kocha... Więc postanowił o mnie zapomnieć… i wiecie, co dalej… najwidoczniej chce się zemścić…” - Wyjaśniłam zakańczając telepatię.
- To moja walka… I nie pozwolę abyście zostali skrzywdzeni przez tą głupotę... Dlatego nie wtrącajcie się w to! - Powiedziałam groźnie pokazując kły i patrząc spod byka na Lisannę.

- Kto ci do cholery ciężkiej kazał mnie zabić?! Mów! – Warknęłam przerażając każdego w gildii bez wyjątków i pojawił się pode mną srebrny magiczny krąg. Przemieniłam się.- Requip: Dragon Queen Armor!- Wypowiedziałam zaklęcie, które odbiło się echem o ściany Gildii i miałam srebrne smocze skrzydła i zbroję mieniącą się jak diament. Miałam łuski na skroniach schodzące w kierunku oczu. Włosy związane w wysoki koński ogon i diadem na czole.
- Jam jest Legendarne Dziecię przez Smoczą Przepowiednię przepowiedziane… Jam Ta, która stępi kły ciemności… Jam światło prowadzące światy do pokoju i przyszłości! – Rzekłam królewskim tonem, który odbijał się o ściany gildii przywołując diamentowy miech stojąc przed nią a w mych oczach odbijała się rządzą krwi.

Wszyscy patrzyli na mnie z podziwem i lekkim przerażeniem. Erza stała dumna i pełna podziwu tak samo Laxus uśmiechał się dumnie i mówił do Natsu, Gajeela, Wendy, Graya, Juvii, Erzy i Romea.
- To nie jest jej jedyna zbroja. Hmm… Teraz patrzcie się i wiedzcie, co to znaczy rozeźlić moją małą siostrzyczkę… haha! – Śmiał się był szczęśliwy i dumny ze mnie. Oni tylko przełknęli głośno ślinę na to stwierdzenie nie zrywając wzroku ze mnie.

Nagle w gildii rozbrzmiał kobiecy krzyk przerażenia.

- Kyaaah! Nikt, przysięgam! To Ty zabrałaś mi mojego Natsu! To Ty zastąpiłaś mnie i wszyscy tylko o Tobie mówili! Nawet Moje rodzeństwo woli Ciebie nie mnie! Zabrałaś mi wszystko! Dlaczego?! Tylko Lucy to, Lucy tamto! A w dodatku mówili po Twoim odejściu ciągle w gildii, że Ty byłaś ich światłem, że to Ty dawałaś im powód do uśmiechu… Kim Ty do cholery jesteś? Bóstwem, czy co?! Że tak Cię umiłowali… nie mogę tego zrozumieć… Jesteś tylko bachorem z bogatego domu, rozpieszczoną lalunią… Nic więcej! - Mówiła wściekła i pełna rozpaczy. To ruszyło coś we mnie… Postanowiłam coś…
- Jeżeli uważasz, że taka jestem to pokaże Ci prawdziwą mnie. - Skoncentrowałam się i za pomocą jednego delikatnego pociągnięcia w powietrzu ręką położyłam runy i anulowałam klatkę. Ruszyłam do środka run by stanąć przed nią.
- Lucy?! Lucy niee! Co ty wyprawiasz?! Nie wchodź do niej to nie bezpieczne! – Słyszałam krzyk Natsu, który próbował się wyrwać Laxusowi, aby być przy mnie.
- Uspokój się Natsu… Nic się nie stanie ani jej, ani mi. – Uspokajałam go wciąż patrząc w oczy Lisannie.
- Nie bój się Lisanna. Nie skrzywdzę Twego dziecka… - Powiedziałam łagodnie.

 „Tylko zniszczę jego ciemność” pomyślałam.

- C-co chcesz zrobić? – Zapytała przerażona.
- Pokaże Ci tylko prawdziwą mnie… Pokaże Ci, co to jest naprawdę być mną… - I uśmiechnęłam się do niej promiennie. Stanęłam naprzeciwko niej i wyciągnęłam do jej głowy obie dłonie, dotknęłam koniuszkami palców jej skroni. - Usiądźmy to może potrwać. – Powiedziałam z uśmiechem i usiadłyśmy na podłodze naprzeciwko siebie. Wszyscy się patrzyli na nas. Niektórzy byli ciekawi, co się wydarzy, a niektórzy zaniepokojeni.
- Teraz oddychaj spokojnie, umiarkuj się oddech… Nie denerwuj się, chyba nie chcesz zaszkodzić dziecku? - Powiedziałam jej uspokajająco. Ona tylko skinęłam głową. Zaczęłam intonować zaklęcie. - Doragonsureiyātaimu no himitsu āto: Kaiko-roku no jikan mae. (Sekretna sztuka Dragon Slayer Czasu: Wspomnienia czas wstecz.) - Pokazałam jej moje dzieciństwo po śmierci matki, co przeżyłam będąc z ojcem tyranem… aż do teraz pomijając pobyt w Dragon Worldzie. Pokazałam jej, że nie było tak słodko jak ona myśli, że moje życie nie było sielanką…, że pragnęłam miłości i ciepła rodziny…, że nikogo nikomu nie chciałam zastąpić. Zakończyłam projekcję moich wspomnień a Lisanna otworzyła szeroko oczy a z nich wypłynął potok łez. – Teraz widzisz? Myliłaś się… nie próbowałam nawet cię zastąpić…, ale niestety Lisanna nie można już czasu cofnąć… - Powiedziałam smutno nadal trzymając ją za głowę. I wyszeptałam. - Tenshi no yōna kagayaki: Ankoku no hakai seikatsu (Anielski blask: wyrwanie życia z ciemności) - Oderwałam prawą dłoń od jej głowy i poprowadziłam jasne światło do brzucha Lisanny i z lewą nadal na jej głowie. Krzyknęła i straciła na trochę przytomności.

Zostawiłam ją leżącą nie przytomną tam na podłodze i wyszłam z run. Przemieniłam się w poprzedni strój. Podeszłam spokojnie do mojej grupy i dziadka. Popatrzyli na mnie przestraszeni.

- Hm? Coś się stało? – Zapytałam ich niewinnie stajać przed nimi.
- Żartujesz sobie z Nas prawda? Coś wyszeptałaś do Lisanny zamknęła oczy i zaczęła płakać jak małe dziecko… Później posłałaś na nią jasne światło i tym ją znokautowałaś… Co Ty jej zrobiłaś Imouto?! – Zapytał mnie zszokowany Laxus.

„Ach, no tak zapomniałam, że ta bariera z run spowodowała, że nie słychać było mnie, ani Lisanny na zewnątrz…” Pomyślałam.

- Oj tam, oj tam… Tylko pokazałam jej, że wcale nie miałam idealnego życia jak jej się wyobrażało, no i postarałam się pozbyć z nich ciemności pochodzącej od Zerefa. Nic im nie będzie. Obudzi się za jakieś 5 min., ale mimo wszystko… - odwróciłam się w stronę dziadka. - Jii-chan. Będziesz musiał? – Zapytałam go.
- Niestety moje dzieci… Takie są procedury… Zaatakowała jednego z członków gildii… Mogła cię zabić. – Powiedział z pokerowym wyrazem twarzy. Mimo tego wyrazu twarzy mogłam ujrzeć łezki w jego oczach.
- Mistrzu, ja i Elfman nie będziemy mieli do ciebie pretensji za to uwierz, że my także nie pochwalamy tego, co nasza siostra zrobiła Lucy i jest nam okropnie wstyd za nią. A tym bardziej dla mnie, ponieważ Lucy jest dla mnie jak siostra… Zgodzę się z każdą twoją decyzją Mistrzu. – Powiedziała i ukłoniła się jemu przepraszająco i odeszła do Laxusa, aby ją przytulił i zaczął ją głaskać pocieszająco po plecach… z nami także stał Elfman z Evergreen, i resztą Gromowładnych.
- Lucy-san tak się martwiliśmy o Ciebie!- Pojawili się przede mną Bixlow i Freed. Freed tulił mnie i zaczął płakać… a Bixlow klęczał przede mną i zarzekał się, że nie będzie więcej mówił na mnie cheerliderka. Ja się zaśmiałam w zakłopotaniu i zerknęłam na Ever i Laxusa z niemą prośba o pomoc. Na to od razu Ever przyszła mi na ratunek…
- Głąby kapuściane! Zostawcie dziewczynę w spokoju… i tak już dziś wiele przeszła jeszcze Was jej brakowało! – Wydarła się na obu… Bixlowa kopnęła w tyłek a Freeda odciągnęła ode mnie ciągnąc go za ucho… To było dość zabawne.

Po 5 minutach Lisanna zaczęła się budzić. Podeszłam do niej, na wszelki wypadek pozostawiłam runy na około niej.
- Jak się czujesz? - Zapytałam pochylając się lekko do niej. Ona spojrzała na mnie z lękiem, podziwem, smutkiem oraz… złością w oczach. Westchnęłam.- Widzę, że nic wam nie jest, to dobrze.
- Nagle obchodzi cię nasz stan? – Zapytała mnie chłodno nie patrząc na mnie.
- O wszystkich w gildii się martwię… Tak jak powinno być w rodzinie, ne? – Powiedziałam łagodnie i przechyliłam lekko w bok głowę.
- Nie musisz… Wiem, że przesadziłam z tą lalunią z bogatego domu itp.- skwitowała smutno.
- Bo w rodzinie nie chodzi tylko o pieniądze, prawda? - Odpowiedziałam jej ze smutnym uśmiechem.
- Co teraz ze mną będzie? - Zapytała ciągle nie patrząc na mnie. Siedziała na podłodze ze spuszczoną głową. Czułam zapach łez.

- Posłuchaj Lisanna mogłabym porozmawiać z dziadkiem na twój temat tylko wiesz… - Zdjęłam runy i pochyliłam się do niej zniżając głos do szeptu - Wiem czyje to dziecko… Wstępnie pozbawiłam was ciemności, ale musiałabym przeprowadzić cały rytuału na tobie abyście nie popadli w ciemność przez to, że dziecko nosi krew tego, który jest pogrążony w ciemności… - Ona spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami i chyba była przerażona.
- Proszę zrób wszystko by moje dziecko było normalne… Nie chcę by się pogrążyło tak jak on. - Rzuciła mi się w ramiona i szlochała. Głaskałam ją po białej czuprynie. – Nie martw się Lisanna. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby było w świetle. Pomogę ci. Chyba rozumiesz, że to twoja zazdrość doprowadziła do tego? - Powiedziałam jej, gdy zerwaliśmy uścisk a ona tylko skinęła powoli głową na zatwierdzanie moich słów. - Zostaniesz tutaj na chwilę w runach… Ja pójdę porozmawiam z dziadkiem i Mirajane. Później do ciebie przyjdę, dobrze? - Zapytałam. Spojrzałam na nią a ona uśmiechnęła się do mnie smutno ze łzami w oczach. 

Nagle mój wzrok padł na czarny znak przypominający czarną różę na jej nadgarstku. 

„Cholera” Pomyślałam. I odeszłam pospiesznie.

- Dziadku! Nie możemy jej wypędzić… Ona jest pod klątwa Zerefa! Jeśli mi pozwolisz zdejmę ją… I wszystko wróci do normy… - Powiedziałam stanowczo do dziadka. Miało już odpowiedzieć…

Gdy nagle usłyszałam krzyk dochodzący od… „O Boże Lisanna!” Jedyna myśl pojawiła się w mojej głowie.
- Lisanna! Lisanna… Co ci jest?! Co cię boli Lisanna?! Odezwij się… - Pobiegłam do niej zdejmując natychmiast runy i prosiłam ją. Leżała wijąc się z bólu na podłodze trzymając się za brzuch…
- Nic nie rozumiem… To pewnie przez klątwę… - Powiedziałam do dziadka spanikowana, chciało mi się płakać.
- Szybko zanieście ją do ambulatorium! – Rozkazałam Elfmanowi i chwycił Lisannę w ramiona i niósł ją do ambulatorium…

Po drodze do ambulatorium.

- Lucy! Ona krwawi… - Krzyknął do mnie w panice Elfman.

- Cholera! Połóż ją na łóżku. - Zbadaliśmy ją z Wendy, bo już nie było czasu wzywać Porlyusice.
- Lucy-nee… Lisanna-san straciła przytomność…- Oznajmiła mi Wendy.
- N-nie dobrze… N-nie wyczuwam obecności płodu… - Załamałam się padając na kolana koło łóżka, na którym obecnie leżała Lisanna i zaczęłam szlochać obejmując dłońmi twarz.
- Lucy-chan to nie twoja wina…- Powiedziała smutno Mira podchodząc do mnie i objęła mnie pocieszająco.
- Najwidoczniej było zanurzone w ciemności od poczęcia i to bardzo głęboko w ciemności... - Powiedział dziadek. - Nic na to nie poradzisz kochanie. - Pocieszał mnie i także podszedł do mnie, aby przytulic.
- Wiem… teraz muszę ją wyciągnąć z tego bagna… nie pozwolę jemu drwić z czyjegoś życia. – Powiedziałam podnosząc się z podłogi. Kipiałam ze złości na Zerefa.
- To może być trochę egoistyczne z mojej strony, ale nie pozwolę Ci odejść do niego, Lisanna…- Wyszeptałam jak białe światło mieniące się błękitnymi iskrami pojawiło się w moich rękach stojąc nad jej ciałem. Determinacja buchała ode mnie.

- Laxus, Erza, Mira, Gildartz zostańcie z nimi… - Powiedział dziadek. - Natsu, Gajeel wyjdźcie, będziecie tylko przeszkadzać i rozpraszać Lucy… Wendy zostań na posterunku nie wychodź na żadną misję na razie. Możesz być potrzebna Lucy.- Wydawał rozkazy.

Większość wyszła a ja skupiłam się na leczeniu Lisanny…


*.*.*

C.D.N