W poprzednim rozdziale:
Gdy dotarliśmy do naszego domu Laxus odstawił mnie na ziemię i to, co
zobaczyliśmy spowodowało, że oczy nam stanęły dęba… Staliśmy przed willą, która
miała zwać się naszym „Domkiem”. W drzwiach przywitał nas Capricorn.
- Witamy z powrotem Hime, Laxus-sama.
- Witaj Capricorn. Och… Jesteśmy zaskoczeni i pod wrażeniem. – Powiedziałam
do niego.
- Tak… Imouto idziemy zjeść kolacje i ty spać…dużo przeszłaś, musisz
odpocząć. - Laxus powiedział i poklepał mnie troskliwie po głowie. Sama czułam
się powoli śpiąca.
Zgodziłam się z nim.
Po zjedzeniu kolacji wzięłam gorącą kąpiel i po przebraniu się w moją
jedwabną koszulkę do spania położyłam się do mojego łoża w rozmiarze
królewskim. Obok mojego stało kocie łóżko dla Candy, w którym już spala mrucząc
coś o słodyczach. Wychyliłam się za brzeg łoża i pogłaskałam ją po główce i
szepnęłam jej krótkie „Dobranoc”. Potem sama położyłam głowę na poduszce.
Nie obejrzałam się, kiedy a sama zapadłam do krainy Morfeusza.
*.*.*
Następnego dnia.
Pov. Natsu
Wczoraj wieczorem chciałem porozmawiać z Luce i sprawdzić czy jest
bezpieczna. Niestety... Erza powiedziała, że poszła z Laxusem do domu. Cholera…
nawet nie zauważyłem, kiedy… nie wiem gdzie teraz mieszka w Magnolii. Byłem na
ul. Truskawkowej, ale tam gospodyni, u której wynajmowała mieszkanie
powiedziała, że Luce zabrała wszystkie swoje rzeczy ok. trzech lat temu i, że
już dawno tam nie mieszka… Nie kłamała nawet zapachu jej nie ma w mieszkaniu.
Prawie całą noc chodziłem po Magnolii i szukałem zapachu Lucy, ale w końcu
zrezygnowałem i wróciłem do domu. Teraz znajduję się w Gildii i siedzę z
Happym, Charle i Wendy przy jednym stoliku.
- Mmm~ Cieszę się, że poznałem Sorę i Candy~ i Lushii~ jest znów z
powrotem… dotrzymała obietnicy. - Mruczał pod nosem Happy i mlaskał swoją
poranną rybę.
- Tak ja też! Candy-chan jak samo imię mówi jest samą w sobie słodyczą…-
Chichotała szczęśliwie Wendy.
- Candy tak samo jak Lucy uwielbia wstążki i słodycze… i ma mnóstwo prześlicznych
sukienek w domu i piękne kocie łóżko! Lucy i Candy są tak do siebie dopasowane…
jakby były dla siebie stworzone... – Mówiła z zachwytem i rozmarzeniem Charle
aż jej się oczy błyszczały. Gdy to usłyszałem coś mi zaświtało.
- Czekaj! Charle… Byłaś u nich w domu?! – Zapytałem zaskoczony podnosząc
się gwałtownie z krzesła.
- Aye! Oboje byliśmy… - Powiedział zadowolony Happy, gdy skończył rybę.
- Happy! Zdrajco… Ja nie wiem gdzie mieszkają, a Ty wiesz i milczysz?! –
Warknąłem do niego z żalem. Usiadłem i oparłem głowę na stole.
- Natsu-nii~ spokojnie, musisz panować nad sobą, a tym bardziej nie możesz
na razie wiedzieć gdzie Lucy-nee mieszka. Z twoim nawykiem wpraszania się do
niej bez jej wiedzy. Przecież rozmawiałeś z Laxus-nii-san. – Powiedziała do
mnie spokojnie Wendy głaszcząc mnie pocieszająco po ramieniu.
- Yoosh! Niech będzie… Robię to dla Luce. Nie chcę jej skrzywdzić. –
Powiedziałem trochę pewniej i ścisnąłem pięść z determinacją.
Tak sobie siedzieliśmy i rozmawialiśmy, gdy podszedł do nas Gajeel z Levy i
Lilym, który chyba nie był w najlepszym humorze i stanie.
- Oi! Metalowa twarz, co z nim? – Zapytałem lekko rozbawiony i wskazałem na
jego Exceeda panterę. Za to Gajeel się zaśmiał, gdy spojrzał na Lilyego.
- Gihihi… Dostał w bęcki od zaborczego braciszka swojej panienki! – Śmiał
się w głos.
- Gajeel! Po czyjej ty jesteś stronie, co?! I dla twojej wiadomości Candy-chan
nie jest moją „panienką”… Szacunku trochę dla damy! Ja temu gówniarzowi jeszcze
dam popalić! Raz nam Lucy-san przerwała a teraz, że udało mu się to niech sobie
nie myśli, że znów mu się dam! - Krzyczał wściekle wymachując pięściami w
powietrzu i dąsając się Lily.
- Tak, tak a pamiętasz, jakiego guza miałeś przez długi czas, gdy Lucy was
obu dorwała? – Śmiała się z niego Charle.
Miał odpowiedzieć, ale nagle do gildii weszła Lucy z Candy.
Spojrzałem na nią i poczułem że topnieje mi serce na jej widok. Szła z taką
gracją w naszą stronę a Candy grzecznie leciała za nią. Obie się dopełniały
jakby były dla siebie stworzone tak jak powiedziała wcześniej Charle.
Nawet były ubrane pod kolor. Lucy miała na sobie czarną zwiewną sukienkę na
cienkich ramiączkach i siegająca do kolan która była obwinięta blado różową
wstążką w talii oraz na jej zgrabnych stopach miała czarne balerinki. Podobnie
Candy miała czarną sukienkę z blado różową wstążką i taką samą wstążkę na
ogonie.
- Ohayou Minna ! - Przywitała nas radośnie jej perlistym głosem.
- Witaj Lu/ Lu-chan! - Powiedzieli razem Gajeel i Levy.
- Lucy-nee! - Zapiszczała Wendy. I rzuciła się jej w ramiona.- Dziękuję za
sukienkę. - Podziękowała jej. Spojrzałem na Wendy… Rzeczywiście miała na sobie
ładna błękitna koronkową sukienkę z tego samego koloru podszewką.
Lucy się zachichotała i pogłaskała Wendy po policzku.
- Teraz popatrz… - powiedziała półszeptem do Wendy, gdy zabrała dłoń z jej
policzka, zamknęła oczy i klasnęła dwa razy w dłonie, a na stole pojawił się
stos sukienek w przeróżnych kolorach ułożonych niczym tęcza. – I jak? Podobają
Ci się? - Zapytała ją z ogromnym uśmiechem.
- T-to dla mnie? – Zapytała z niedowierzeniem Wendy wskazując na siebie
palcem.
- Aha, dla mojej małej siostry… - Powiedziała i przytuliła Wendy.
- Dziękuję. Są przepiękne! – Piszczała uradowana gdy już wyplątała się z
uścisku Lucy i rzuciła się do przeglądania sukienek. - Ale wiesz już Lucy-nee,
że nie jestem taka mała! – Zachichotała ściskając Lucy ponownie. Wyjęła dwie
sukienki i podała je Levy – Levy-san… to dla Ciebie. – Jedna była miętowa, a
druga pomarańczowa. Dla dziewczyny aż oczy grały.
- Naprawdę dla mnie? A-ale nie mogę ich wziąć… - Zająkała się speszona
spoglądając to na sukienki, to na Wendy, a później na Lucy. Lucy skinęła głową
na Levy zachęcająco, aby wzięła.
- Weź je Levy… Dałam Erzie, Wendy, Mirze, Lisannie, Kinanie, Ever, Laki, Bisce
oraz Juvii po sukience w prezencie… Pora byś Ty dostała je ode mnie… Niech Ci
się dobrze noszą. - Powiedziała i uśmiechnęła się do niej promiennie.
- Yay! Lu-chan! Są cudne! Dziękuję za nie, a także nie zdążyłam ci
podziękować za książki w ciągu tych trzech lat! – Piszczała Levy uwieszona na
szyi Lucy, która chichotała na zachowanie jej najlepszej przyjaciółki.
Widząc ten obrazek sam uśmiech wkradał mi się na twarz. A słysząc jej
śmiech czułem że serce mi wariuje na sam ten dźwięk.
Przeniosłem wzrok na gromadkę Exceedów siedzących na blacie stołu.
- Candy cukiereczku, przepraszam za wczoraj… - Przepraszał ją Lily. Nie
wytrzymaliśmy z Gajeelem i ryknęliśmy śmiechem, gdy to usłyszeliśmy. Za co
zostaliśmy spiorunowani wzrokiem przez Levy, Lucy i Wendy.
- H-hej mówiłem Ci żebyś odczepił się od mojej siostrzyczki! Mało Ci? -
Warknął Sora na Lilyego stajać miedzy nim a Candy, która stała przerażona
postawą brata.
- Słuchaj dzieciaku… Nie takich jak Ty powalałem! – Warknął Lily zbierając
się w pozycję do walki.
-Hej, hej! Tylko mi tu bez walk… chyba, że chcecie dostać lanie… -
Powiedziała najeżona Charle odpychając ich od siebie.
- Mmm~ Charle czyżbyś lubiła Sorę~, że tak się martwisz? – Zaczęła ją
drażnić Wendy.
- N-niee~! Tylko nie chcę by Lucy się denerwowała przez ich głupotę… -
Fuknęła zła z lekkim rumieńcem wskazując na Lilyego i Sorę.
- Nieee ~! Charle, dlaczego?! Co on w sobie ma takiego… - Płakał Happy.
- Histeryk… - Mruknąłem pod nosem, ale Gajeel stojący koło mnie usłyszał
to.
- Pomyśl, co by było gdyby Lucy polubiła innego, a nie ciebie… To samo pewnie
byś odczuwał, co teraz Happy. - Szepnął do mnie z lekkim grymasem na swojej
wykolczykowanej twarzy. Najwidoczniej także nad tym się zaczął zastanawiać
pod względem Levy.
Przeraziłem się na myśl Lucy wybierającej innego Dragon Slayera czy nawet
innego faceta, a nie mnie. Chyba bym umarł albo bym jego zabił. Nie wyobrażam
sobie tego nawet.
Gdy tak rozmawiałem z Gajeelem zobaczyłem, że Lucy wybiera się iść do baru.
Ale zanim odeszła to wzięła płaczącego Happyego na ręce i przytuliła go kojąco
do piersi.
- Happy~ spokojnie kochanie… Sora nic specjalnego nie ma w sobie oprócz
tego, że jest zazdrosnym bratem. Ach… I ma wizje tak jak Charle, ale to nie
znaczy, że ona go lubi… - Pocieszała go pieszcząc jego niebieskie futro. I
powiedziała mu do ucha - Dowiedziałam się z pewnego źródła, że Charle, Candy i
Sora są rodzeństwem tylko na razie nie mów jej tego ani nikomu… sama się niedługo
pewnie o tym dowie, ok? – Szepnęła i puściła do niego oczko, gdy Happy na nią
spojrzał zadowolony. Mimo że szeptała to i tak mogłem usłyszeć, bo byłem także
bardzo blisko nich. Happy uśmiechnął się wytarł łapką łzy i wtulił się jej
miedzy jej ogromne piersi. „Skubaniec mały! Ten to ma fart… zawsze jest
tak blisko Luce…” Pomyślałem.
Odłożyła go na blat stołu i poszła z Candy do baru gdzie była Mira, Kinana
i przy barze siedział Laxus popijając drinka. Zastanawiałem się tylko, po co
poszła, ale też zauważyłem, że nadal nie ma widocznego Insygnia Gildii to może
po to poszła.
Usiadłem tam gdzie siedziałem poprzednio tym razem dosiadł się do mnie
Gajeel i Romeo, gdy nagle usłyszałem rozmowę Wendy, Levy i Lisanny, które
usiadły niedaleko naszego stolika:
- Levy, co taka Lucy jest szczęśliwa? Mówiła ci coś? –
Zapytała Lisanna.
- Nah, nic a nic…, ale to podejrzane „Smocze Gody” się
zbliżają, a ona jest taka spokojna… myślicie, że już wybrała „Mate”? - Zapytała
ich Levy. - Wendy-chan może Ty coś wiesz? Co twoja Nee-chan kombinuje?
- Och… Nie bardzo, ale słyszałam, że ostatnio była
spotkać się z Hibikim z Blue Pegasus. Niby jakaś sprawa…, ale też, że ostatnio
pytała mnie o dwóch Dragon Slayerów z Sabertooth. - Odpowiedziała im Wendy.
- To ciekawe… myślicie, że Lucy może wybrać „Mate”
wśród wszystkich magów czy tylko wśród Dragon Slayerów? – Zapytała się Levy.
- Nie wiem, ale jeśli tylko Dragon Slayerzy to pewnych
jest jeszcze czterech wolnych… - zachichotała Lisanna.
- Kogo masz na myśli?- Zapytała ją zaciekawiona Wendy.
- Nooo… wiesz Gajeel jest już zajęty teoretycznie… -
spojrzała na Levy z uśmieszkiem. - To zostają jeszcze Natsu, Sting, Rogue i …
Cobra. – Wymieniła Lisanna.
Wystarczyło mi to, co usłyszałem… Czułem się jakbym miał zaraz eksplodować.
Byłem zły… Zły to mało powiedziane byłem wściekły…, że niby oni? Do tego ten
laluś z Blue Pegasus. Ugrhh… „I co ja mam zrobić…?” Pomyślałem
łapiąc się za głowę sfrustrowany. Wiedziałem, że Gajeel to słyszał z
jego słuchem. Ale wolał milczeć… najwidoczniej także jemu się to nie podobało
co usłyszał. I spojrzałem w stronę baru. Lucy siedziała na jej standardowym
stołku barowym i rozmawiała z Mirą i Laxusem o czymś i Candy z Sorą siedzieli z
nimi na blacie barowym zajadając się słodyczami. Mira w końcu gdzieś zniknęła a
następnie pojawiła się uśmiechnięta jak zawsze trzymając w ręku stempel gildii.
Pov. Lucy
Odeszłam od moich znajomych i ruszyłam do baru gdzie była Miry, Kinana i
Laxus-nii. Musimy z Candy w końcu otrzymać nasze insygnia gildii.
- Candy idziemy. – Powiedziałam jej i poleciała ze mną radośnie.
- Lu-chan, a będę mogła dostać coś słodkiego? – Zapytała mnie grzecznie.
- Candy, kochanie dopiero jadłaś ryby, a teraz słodycze? To nie zdrowo. A
później nie zjesz obiadu. A Mira pewnie się napracuje, aby coś dobrego upichcić
nam… – Powiedziałam do niej z matczyną troską.
- Jeśli rybka na obiad to zjem. – Zaśmiała się. A ja z uśmiechem kręcąc
głową, bo przypomniałam sobie, że ma takiego samego fioła na punkcie nie tylko
słodyczy, ale i ryb jak Happy.
- Dobrze, dobrze…, ale będziesz musiała pogadać o tym z Erzą ona zawsze ma
najlepsze torty truskawkowe gdzieś pochowane. – Powiedziałam jej i mrugnęłam do
niej okiem. – A teraz do Mirci.
- Miruuuś~ Mamy do ciebie interes. – Podeszłam do baru i uśmiechnęła się,
gdy nas ujrzała. Usiadłam koło Laxusa.
- Tak, tak wiem… Mistrz mi mówił, już się robi. – Powiedziała i wyszła,
czym prędzej po stempel.
- Cześć Nii-chan. – Zaćwierkałam szczęśliwie do niego i uściskałam go dając
mu całusa w policzek. On się uśmiechnął do mnie.
- Witaj, Czy Księżniczka się wyspała? – Zapytał mnie i poklepał mnie po
głowie żartobliwie.
- Oczywiście… - Powiedziałam i zmierzwiłam jego włosy, co spowodowało, że
oboje się zaśmialiśmy. W tym momencie przyszła Mira ze stemplem w rękach.
- No dobrze to gdzie? I jaki kolor? – Zapytała radośnie spoglądając na mnie
i Laxusa.
- Laxus-nii Ty także nie masz jeszcze Insygnia? – Zapytałam patrząc się na
niego zaskoczona.
- A co w tym złego, jeśli chciałem poczekać na Ciebie? – Żachnął się na
mnie.
- Dobrze, już dobrze… Skoro już tyle czekałeś to chcę abyś był pierwszy z
Sorą. – Zachichotałam.
- Skoro takie jest Twoje życzenie… - Powiedział i rozpiął koszulę, aby
odsłonić swoją wspaniałą umięśnioną pierś. I wskazał miejsce gdzie miał
poprzednio swoje Insygnia, czyli lewą pierś gdzie pozostał tylko inny tatuaż,
który otaczał Insygnia. – Mira… Przykładaj. – Zażądał wskazując na swoją pierś.
- A-ale Laxus… N-nie powiedziałeś, jaki kolor chcesz… - Wyjąkała Mirajane
rumieniąc się na widok jego nagiej piersi.
- Nie muszę … Z resztą sama się przekonasz. - Powiedział i zaśmiał się pod
nosem. Spojrzał na mnie i puścił mi oczko porozumiewawczo.
- Ah… Niech będzie. – Żachnęła się Mira i przyłożyła jemu stempel do piersi
i gdy tak się stało zabłysło jasne złote światło. - Gotowe. – Powiedziała
odsuwając stempel ukazując naszym oczom złote Insygnia gildii ze srebrnymi
konturami. A jego tatuaż przekształcił się na kształt korony nad znakiem i
zaczął się ciągnąć w górę jego ramienia. Co odebrało mowę Mirze, która tylko
przyglądała się jego błyszczącemu się złotem znakowi na lewej piersi.
- Ciekawie to wygląda Onii-chan… - Zachichotałam do niego. A następnie
zwróciłam się do Sory, który przyleciał za nami. - A ty Sora, na co czekasz?
- Lucy-san przepraszam… To jest tak super! Chcę taki sam jak Laxus-san! -
Wiwatował wyrzucając łapki w górę.
- W takim razie zdejmuj koszulkę i odwróć się do Mirajane plecami, bo tylko
na plecach można ci postawić Insygnia tak jak innym Exceedom. – Poinformowałam
go a on natychmiast zdjął koszulkę i wystawił się do Miry, aby mogła postawić
na nim stempel. Na co zachichotała i postawiła mu w identycznych kolorach, co u
Laxusa, z czego był bardzo zadowolony.
- Wiesz Sora-kun pasuje ci w takich kolorach… - Skomplementowała go Mira.
- Tak? A dlaczego? - Zapytał zaciekawiony.
- Ponieważ jesteś czarny jak północne niebo do tego twoje znamię w
kształcie błyskawicy pod okiem jest w złotym kolorze. – Wyjaśniła jemu Mira. Na
co Sora uśmiechnął się do niej i usiadł na blacie koło Candy.
- Teraz ty Lu-chan! - Zapiszczała podniecona Candy.
- Hmm… Dobrze to samo miejsce… Na wierzchu prawej dłoni, a co do koloru…
zaraz się przekonamy tylko postaw stempel. – Powiedziałam i mrugnęłam do niej
podsuwając w jej stronę prawą dłoń, na której kiedyś widniał mój różowy znak
gildii.
Mira za to skinęła głową i postawiła stempel na mojej dłoni i zabłysło
jasne światło ode mnie we wszystkich kolorach tęczy. Wszyscy, co byli w gildii
spojrzeli w naszym kierunku, byli cicho… Gdy Mira zdjęła stempel, na mojej
dłoni ukazał się znak gildii był srebrny ze złotymi konturami, ale srebro
mieniło się kolorami tęczy niczym klejnot, niczym diament. Uniosłam dłoń do
góry, aby spojrzeć na niego w lepszym świetle wtedy wszystkim dech w piersi zaparło
na widok mojego znaku. Uśmiechnęłam się do siebie. Bardzo mi się podoba.
- Dziękuję. - Powiedziałam do nadal zaskoczonej Miry i uśmiechnęłam się.
Laxus dumnie się na mnie patrzył uśmiechając się.
- Widzę, że mama miała rację, co do Twojego Insygnia. – Zachichotał.
- O Twoim wspomniała także. I także się potwierdziło. Wystarczyło nieme
przyznanie się do swojego pochodzenia przed Insygniem i proszę bardzo. –
Powiedziałam zadowolona i wypielam na niego żartobliwie język. W końcu Mira się
ocknęła.
- Lucy-chan to jest tak piękne. Rzadko się zdarza, że kolor sam się okazuje
nosicielowi Insygnia. A ty, jako Księżniczką okazałaś się mieć szlachetne
kolory. Niczym klejnoty. – Chwaliła i komplementowała Mira mój znak trzymając
za moja prawą dłoń i przyglądając się mojemu cudeńku w tedy zauważyłam, że
Laxus zniknął gdzieś, ale nie przejmowałam się tym.
Zwróciłam się do Candy, która patrzyła na mnie z błyszczącymi niczym
gwiazdy oczami. Chyba jej się to spodobało, co zobaczyła.
- Ty także chcesz taki? – Zapytałam ją wskazując na mój znak na dłoni. Ona
wzleciała w powietrze i zachichotała uradowana.
- Tak, tak! Taki jak twój Lu-chan! – Wiwatowała wskakując mi w ramiona.
- W takim razie… Trzeba rozpiąć ci sukienkę kochanie… - Powiedziałam i
ustawiłam ją na blacie. Rozpięłam jej zamek błyskawiczny na plecach w sukience
odkrywając jej plecy, aby Mira mogła postawić stempel. I tak samo jak ja miała
piękny mieniący się niczym tęcza znak naszej gildii. – Gotowe Candy… Teraz
jesteś oficjalnie w gildii Fairy Tail. – Oznajmiłam.
- Czy mogę zobaczyć jak to wygląda?- Zapytała podekscytowana. Spojrzałam na
Mirę a ona się uśmiechnęła i wyjęła spod lady lusterko. Candy się obróciła
plecami do lusterka i spojrzała za siebie z ogromnym uśmiechem na pyszczku. –
Sweet~! To jest cudowne! Jak twój Lu-chan! – Piszczała. Mira schowała lusterko,
a ja zapięłam sukienkę Candy. Candy poleciała do Charle i innych Exceedów, a ja
siedziałam i rozmawiałam z Mirą i Kinaną, gdy nagle…
Wyczułam obecność za moimi plecami…
- Laxuus-nii~… Nie zakradaj się od tylu do mnie, bo wiesz, czym to grozi… -
Zawarczałam na niego żartobliwie.
- Oi! Mam cię Imouto~! - I złapał mnie w talii jak stał za mną i powalił
mnie na ziemię i zaczął łaskotać na oczach wszystkich z tego wszystkiego jak
turlaliśmy się po podłodze gildii zadarła mi się sukienka do góry i było mi
widać bieliznę…
- Kyaaah! Lax-Lax-nii M-Majtki mi widać! – Piszczałam w zakłopotaniu i
śmiechu od łaskotania.
Poprawiając mi sukienkę Laxus spojrzał na mężczyzn patrzących się na nas z
wypiekami na twarzach i krwotokiem z nosa. Warknął na nich.
- Odwrócić się zboczeńcy! - Ryknął na nich - „Natsu Ty też!
Kontrola smoka… Pamiętasz?!” – Ryknął telepatycznie… Skąd wiem? Hah…
Tajemnica.
Wszystko doszło do normy, gdy wszedł do baru Dziadzio.
- Widzę, że coś mnie ominęło… - Zaśmiał się dziadek.
- Chyba tak Mistrzu… chyba tak... – Odpowiedziała jemu chichocząc radośnie
Lisanna.
- Och… Tylko majteczki Lucy-chan ~! - Zamruczał Wakaba będąc w siódmym
niebie i wypuszczając serduszka z dymu. Następnie oberwał w szczękę od Natsu i
Wakaba leżał w rogu gildii znokautowany.
- Tak trzymaj Natsu… Zboczeńcy! To moja wnuczka! - Wydarł się na nich
dziadek. Był czerwony ze złości… Nie wytrzymałyśmy z Lisanną i zaczęłyśmy się
chichotać. - No cóż najwidoczniej Lucy wam wybaczyła, więc i ja wam wybaczam…,
ale żeby to było ostatni raz…przyszedłem, aby coś ogłosić… - Powiedział i
zapadła cisza. - Chciałbym ogłosić, że Lisanna Strauss nie poniesie
konsekwencji, ponieważ wszystko się skończyło dobrze oraz była ofiarą tego
wszystkiego. - Ogłosił z uśmieszkiem do całej gildii.
Podbiegłam do Lisanny i pociągnęłam ją w mocny uścisk…
- Cieszę się, że w końcu jest z nami prawdziwa Lisanna. - Wyszeptałam jej
do ucha. Ona odwzajemniła uścisk i zaszlochała.
- Dziękuję za wszystko Lucy i przepraszam. Słyszałam, że uratowałaś mnie
przed ciemnością… Nie przejmuj się dzieckiem… Mam wrażenie, że nie było jemu
przeznaczone się urodzić… A ja czuję, że nie byłam dla jego ojca. - Wyszeptała
mi do ucha szlochając i zerwałyśmy uścisk… Ona się do mnie uśmiechnęła się
delikatnie ze szklanymi oczami.
- P-pamiętasz dziecko? – Byłam w szoku. Ona skinęła głową i uśmiechnęła się
smutno. – Tak mi przykro. Naprawdę starałam się… - I znów ukryłam twarz w jej
ramionach i tym razem ja zaczęłam szlochać.
- Nie płacz… nie ma powodu. Jestem jeszcze młoda i zapewne będę miała
jeszcze nie jedno dziecko. Tym się pocieszam więc Ty także się nie smuć.
–Przytuliła mnie i pocieszałyśmy się nawzajem.
Później gdy wszystko się wyjaśniło podbiegłam do Laxusa i się przytuliłam
do niego, a on się do mnie uśmiechnął i pogłaskał po głowie jakbym miała 5 lat.
Uroczo…
- A teraz bachory mam jeszcze jedną informację… z Rady. - Gdy padło słowo
„Rada” wszyscy ucichli w przerażeniu. Oprócz Jii-chan, mnie i Laxusa
oczywiście. - Otóż nasze oto Rodzeństwo… - Wskazał tu na mnie i Laxusa dumnie. -
… Moja duma i duma „Fairy Tail”.
Zapoczątkowali pierwsze w historii magii stopnie maga. Otóż najsilniejszym był
do tej pory mag z klasa „SS”, którym w naszej gildii jest Gildartz. - Gildartz
stał radośnie tuląc się z Caną, a wszyscy mruknęli i skinęli głowami w zgodzie
z tym, co dziadek powiedział. - Za to teraz Laxus jest magiem klasy „SSS”-
Wszystkim oczy stanęły dęba.
- To jak Laxus jest „SSS” to, jakiej kategorii jest Lucy? - Zapytał się
Macao z przerażeniem i podekscytowaniem w głosie.
- No właśnie… Za to nasza Lucy jest magiem klasy „X”, co stawia ją na
szczycie. Jest najsilniejsza z nas wszystkich tu zgromadzonych. Zostanie
wpisana do najsilniejszych magów historii magii w grupie „Światła”. Nawet sam
Przewodniczący Rady Magicznej: Garun się boi tych dwojga... To się nazywa siła
z Dragon Worldu! – Mówił to z każdym słowem coraz głośniej i zaśmialiśmy się…
Widać, że jest dumny z nas. - Tak, Moje wnuki przewyższyły nawet mnie… Są Nr.1
i 2 wśród Dziesięciu Świętych za to ja jestem Nr.9.
- Mistrzu to w takim razie, jaki Nr. ma Jura?- Zapytała zaciekawiona Erza.
- Jura był Nr.6 w ciągu ostatniego roku wskoczył na Nr.4. – Odpowiedział
dumnie Jii-chan.
Stałam oparta o Onii-chan i coś mi przyszło do głowy.
„Co to… tylko moje majtki mają oglądać zboczeńcy?” Zachichotałam w
myślach. Wyciągnęłam palec wskazujący i zawirowałam nim lekko i niepozornie w
powietrzu i wskazałam na sukienkę Lisanny. Nagle uniosła się i…
- Kyaaah! Co to było?! Co z tym wiatrem?! – Krzyknęła. Ja stałam i starałam
się nie chichotać. Następna była Erza i jej plisowana spódnica.
- Eeep! – Pisnęła.Myślałam , że chłopcy zwariują.
- Co się dzieje?! – Krzyknął dziadek. Następna była Mira, Kinana i Laki i
ich sukienki.
- Kyaaah! - Krzyczały zakrywając się i poprawiając.
Nie wytrzymałam i schowałam się za plecami Laxusa śmiejąc się jakby nie
było jutra.
- Lucyy~! – Krzyknął dziadek.
Wyjrzałam z niewinną miną i wyszłam zza Laxusa ze splecionymi dłońmi za
plecami by pokazać, jaka jestem niewinna.
- Lucy czy to Twoja sprawka? – Zapytał mnie Laxus.
- Laxus-nii przecież stałam przy Tobie gdybym coś zrobiła to byś chyba
zauważył, ne? - Powiedziałam do niego niewinnie.
- Lucyy~ - Warknął… to było chyba ostrzeżenie. „Chyba za dobrze
jednak mnie zna…” Pomyślałam.
- Co?! Moje majtki to mogą widzieć, co?! To już drugi raz! Drugi Lax-nii!
Raz na wyspie, a teraz tutaj Onii-chan! - Nie wytrzymałam i krzyknęłam do niego
ze łzami w rogach oczu.
- O-oi… Imouto przepraszam… Naprawdę nie chciałem Cię postawić w
niezręcznej sytuacji… Naprawdę nie chciałem… - Stał przez chwile w szoku, a
później starał się jak najlepiej mnie przeprosić i przytulił.
- I to jest rodzeństwo… Kłócą się i godzą i nawet jak trzeba byłoby to za
siebie w ogień pójdą!- Wiwatował na nas dziadek. Cala gildia się roześmiała. I
zaczęła klaskać, a następnie powiedzieli wszyscy razem…
- Łobuz się z Ciebie zrobił Lucy~!
- To wpływ starszego brata… - Śmiałam się i nadal tuląc się do Laxusa. Co
rozbawiło jeszcze bardziej wszystkich.
Tak zaczęliśmy świętować po pierwsze powrót prawdziwej Lisanny, po
drugie nasz tytuł… Impreza do jasnego świtu… W stylu gildii Fairy Tail!
*.*.*
C.D.N.